Powiązanie zabójstwa Billy’ego ze śmiercią Brandona może okazać się zbawienne dla bohaterów, szczególnie że biuro burmistrza żąda natychmiastowych efektów śledztwa. Frank i Joe postanawiają połączyć oba zabójstwa i zbudować na ich podstawie historię, którą sprzedadzą burmistrzowi oraz mediom. Mogą jedynie liczyć na to, że w ową historię uwierzy Dani oraz, co najważniejsze, Simon Boyd.

Pomysł detektywów może odbić się na Damonie, gdyż to on właśnie jest zabójcą Billy’ego, ale ze śmiercią McCanna nie ma nic wspólnego. Jednak poszukując mordercy chłopaka policjanci prędzej czy później dojdą do tego, że winny jest właśnie Callis. Póki co mężczyzna musi uporać się z nawiedzającym go Grekiem oraz nowymi współpracownikami, którzy nie są wobec niego posłuszni.

Odcinek można byłoby zaliczyć do tych przeciętnych, gdyby nie kilka rzeczy. Przede wszystkim, twórcy ciągle wprowadzają nowych bohaterów, a tych, których zdążyliśmy już poznać, obdzielają nowymi cechami. Odwiedzamy znane już miejsca, ale także poznajemy te nowe, które pewnie pojawią się w serialu jeszcze nieraz. Dzięki temu powoli przed widzem powstaje panorama Detroit – deszczowego, brudnego i zniszczonego, ale jednak żywego miasta. Już nie dziwią mnie więc porównania Low Winter Sun do Prawa ulicy, które z kolei prezentowało świat przestępczy, policję oraz zwykłych ludzi, którzy zamieszkują Baltimore.

[video-browser playlist="635162" suggest=""]

Po drugie, w najnowszym odcinku pojawiają się dwie fantastyczne sceny – pierwsza z nich to walka bokserska, którą obserwują główni bohaterowie. Jest ona fantastycznie zrealizowana – czuć emocje, czuć walkę i każdy pojedynczy cios, który pada na twarz zawodnika. Mimo tego, że kamera ani razu nie wkracza na ring, a jedynie obserwuje walkę z widowni, można poczuć się, jakbyśmy znaleźli się w samym środku akcji. Druga to ta finałowa, w której Damon wraz z Mayą, Nickiem i rannym Michaelem zatrzymują się na środku drogi. Mocna, porażająca, pokazująca, że twórcom nie brakuje odwagi w pokazywaniu cierpienia. Obie wspomniane sceny zostały także fantastycznie zagrane, zarówno przez docenianego już Marka Stronga, jak i Jamesa Ransone’a, który musi jeszcze wiele pokazać.

Jeśli chodzi o aktorstwo w ogóle, to cały odcinek "Cake on the Way" błyszczy pod tym względem. To na pewno zasługa świetnie napisanego scenariusza; już pierwsza scena, w której Damon wraz ze swoją ekipą wędrują po mieście i nie rozmawiają o niczym konkretnym, jedynie raz lub dwa razy wspominając o interesach, wygląda świetnie – na luzie i wiarygodnie. Widać, że aktorzy doskonale wyczuwają swoje role. Drugą perełką jest scena, w której Frank i Joe próbują wymyślić przy butelce burbona scenariusz do przedstawienia burmistrzowi. Twórcy po kolei przeprowadzają nas przez proces burzy mózgów przy okazji pokazując coraz bardziej pijanych bohaterów. Liczą się w niej małe gesty – spojrzenia, zagryzanie szczęk, czyszczenie płyty winylowej czy wzięcie ostatniego kawałka pizzy. Wygląda to fenomenalnie i ogląda się wlepionym w ekran przez wiele minut.

Czy Boyd odkryje kłamstwo bohaterów? Jak poradzi sobie Damon ze swoim nowym interesem? Musimy poczekać do następnego tygodnia, by tego się dowiedzieć. Widzę jednak, że twórcy powoli czują swój własny styl i mam nadzieje, że postarają się go wykorzystać w stu procentach. Mając w pamięci "pijackie" sceny w  Prawie ulicy mam ochotę zobaczyć ich realizację także w Low Winter Sun. Jeśli następne odcinki będą rozpisane tak dobrze jak ten, będzie to jedna z moich ulubionych pozycji tego sezonu. 

To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj