Z początku wyglądało że będzie tak jak zawsze - a może nawet jeszcze gorzej. Sprawa odcinka - "zabójstwo" żony do którego przyznał się (z miejsca) mąż - wydawała się być przewidywalna. Włącznie z tym, że miała potencjał skończyć się w zakresie trzech, czterech minut (oddając resztę wątkowi głównemu). Jednak swego rodzaju "kop" fabularny w połowie odcinka sprawił, że widz mógł poczuć coś na kształt zaskoczenia. Którego, ostatnio, w serialu bardzo brakowało. Nie mówiąc o finałowej akcji, która wypadła zdecydowanie lepiej niż wcześniejsze tego typu wejścia.
Na równi, albo nawet początkowo bardziej, w "Oazie spokoju" twórcy nacisk postawili na wątek główny serialu. Wobec Kaszowskiego prowadzone są działania na jeszcze większą niż tylko podinspektor Majewska skalę. Czego sam zainteresowany nie zdaje się dostrzegać (lub to po prostu ignoruje).
[image-browser playlist="597736" suggest=""]
©2012 TVP2 / fot. P. Skarba
Po odcinku pojawia się wiele pytań. Najważniejszym wydaje się, po której stronie "mocy" stoi Kaszowski? Czy faktycznie chce się dopuścić przestępstwa, czy raczej to wszystko jest po "coś" większego? Inne pytanie dotyczy Młodego, a pośrednio i Majewskiej. Za kim oni tak naprawdę są? Komu wierzą? Kaszowskiemu, sobie wzajemnie, ludziom z BSW? Nie da się za to ukryć, że Kaszowski stara się wierzyć obu, zwłaszcza Młodemu.
Tymczasem w końcu można pochwalić praktycznie wszystkich aktorów za grę. Bogusław Linda znów ma coś w sobie z twardziela, przy tym nie wygląda jakby czytał z kartki. Zaś sceny z technikiem Marcinem (zwłaszcza "gra w grę" i "kontrola drogowa") wypadły bardzo zabawnie. I to w pozytywnym tego słowa znaczeniu.
Może to efekt przerwy i "odpoczynku", a może faktycznie Paradoks się polepszył. Dobrze wiem, że jedna jaskółka wiosny nie czyni, jednak białe kruki też bywają w cenie. Chociaż może dla seriali to porzekadło jest mało adekwatne.
Ocena: 7/10