Hannah postanowiła jednak zostać z Dexterem, co akurat nie dziwi. Ta dwójka od dawna miała się ku sobie i chociaż teoretycznie Dexter nie powinien mieć żadnych uczuć - jednak je ma. To, czego nie mógł dać żonie ani innym przelotnym partnerkom, daje właśnie Hannah. Jak sam jej wyjawia - kocha ją i dorósł do tego, aby uciec z nią do Argentyny. Nie wiem, co bohaterowie mają do tego kraju, ale widocznie skoro kiedyś Hannah rzuciła, że Argentyna to ich ziemia obiecana, postanowili, że tak właśnie będzie. Tym samym postać Dextera staje się jeszcze bardziej ludzka, a jego "mroczny pasażer", mimo że czasami się aktywuje, jest jakoś tak na uboczu. Już nawet rady ojca niewiele dają, a i jego "duch" pojawia się rzadziej.
Wyjaśniły się też podejrzenia dotyczące neurochirurga. Jak zostało wspomniane w poprzednich recenzjach, moment pojawienia się Olivera w połowie sezonu, całkowicie bez wyjaśnień, musiał mieć swoje ukryte znaczenie. Skoro neurochirurgiem nie był żaden z pacjentów ani Zach, to kto mógł nim być? Miałem jeszcze ukrytą nadzieję, że może chodzi o postać Elwaya, który został wepchnięty do serialu jako zapychacz - ale nic z tego. Tożsamość neurochirurga jest już znana, czas więc ruszyć na polowanie.
Całkowicie zmarnowano potencjał dr Vogel. Już samo jej pojawienie się było idiotyczne, bo nagle okazało się, że Dexter nie jest wyjątkowy dzięki kochającemu, rozumiejącemu i dziwnemu ojcu-policjantowi, ale dzięki eksperymentowi szalonej i niestabilnej pani psychiatry. Wszystko, co budowali twórcy przez kilka sezonów, poszło w odstawkę, niszcząc postać głównego bohatera. Skoro już jednak posunęli się do tego kroku, mogli to zrobić w ciekawy sposób, np. poprzez zrobienie z Vogel neurochirurga, a nie psychicznie chorej kobiety, która całe życie zadawała się z seryjnymi mordercami i psychopatami, fascynując się nimi, a jednocześnie starając się im matkować. Postać Vogel i jej ambiwalentne uczucia względem syna są jedną z największych bzdur, jakie widziałem, i nie jestem w stanie pojąć, jak kobieta, która zdaje sobie sprawę, że jej syn nie ma empatii, zabił własnego brata i czyha na życie jej samej, może być kochającym synkiem. Rozumiem, miłość matczyna, ale jakoś mnie to nie przekonuje. Skoro już postanowiono zrobić z Vogel postać matki, której Dexter nigdy nie miał, i mentorki w tym trudnym dla niego okresie, to można było to pociągnąć do końca. Tymczasem twórcy zrobili zwrot o 180 stopni jak gdyby nigdy nic, a Vogel z wyrachowanej i trzeźwo myślącej kobiety, która na swój specyficzny sposób chce pomagać takim osobom, jak Dexter, stała się kolejną naiwną osobą. Patologiczna rodzinka na całego.
[video-browser playlist="635632" suggest=""]
Nie lepiej ma Deb. Jej wątek jako prywatnego śledczego był nawet ciekawy, choć zastanawia chyba zbędna obecność Elwaya. Ani nie ma nic do zagrania, ani nie przedstawia żadnych ciekawych wątków. Teraz jeszcze się to pogłębi, skoro Deb najprawdopodobniej wróci do wydziału zabójstw.
Większość postaci wydaje się obecna w serialu na zasadzie "bo tak trzeba". Masuce dali mało interesujący wątek córki, choć to jeszcze dostarcza jakiejś dawki humoru. Quinn pojawił się z obietnicą awansu, ale twórcy postanowili zagrać widzom na nosie i szybko się z tego wycofali. Postać nowego porucznika zniknęła całkowicie z pola widzenia, co jest kompletnie niezrozumiałe. Na pierwszym miejscu pojawia się wątek miłosny pomiędzy Dexterem a Hannah. W tle zaś majaczy widmo neurochirurga, który po wspaniałym antagoniście z pierwszego sezonu czy genialnym wątku Trójkowego, jest po prostu nudny i mało wciągający.
Nie wiem do czego dążą twórcy serialu. Obawiam się, że zakończenie będzie przypominać to z "Mroczny Rycerz Powstaje". Happy end nie byłby najgorszy, bo lubię Dextera i podoba mi się postać Hannah, ale wolałbym coś oryginalnego i zaskakującego. Dexter wydaje się serialem, w którym zmieniono scenarzystów, a oni nie za bardzo wiedzą, co mają dalej robić, brodząc niczym dzieci we mgle. Może obietnica polowania na neurochirurga coś poprawi, ale fajerwerków się nie spodziewam.