Percy Jackson i Bogowie Olimpijscy wyraźnie przyspieszają z akcją, co widać już w 5. odcinku. W końcu sporo się dzieje – na ekranie debiutują coraz ważniejsze bóstwa. W grę wchodzą jeszcze większe stawki, ale to nie powstrzymuje młodych bohaterów przed osiągnięciem swojego celu.  Trio stoi przed kolejnym zadaniem, jakim jest odnalezienie tarczy Aresa (Adam Copeland) w opuszczonym parku rozrywki. Bóg ten grozi im, ale też obiecuje godną nagrodę za przyniesienie atrybutu – pomoc w dotarciu do Podziemi Hadesa. Ostatecznie bohaterowie zgadzają się na te warunki, po czym muszą się rozdzielić. Annabeth i Percy ruszają w drogę, a Grover zostaje sam na sam z Aresem w restauracji. Decyzja twórców okazuje się rozwiązaniem idealnym, bo tworzy dwie równie intrygujące perspektywy. Dotychczas nie wiedzieliśmy zbyt wiele o Groverze. Aryan Simhadri miał zatem idealną okazję, aby poeksperymentować z postacią i zaprezentować ją w nieco innej odsłonie. Rozmowa z bogiem wojny doskonale ukazuje inteligencję oraz spryt Grovera. Wykorzystuje on swoją subtelną, nietuzinkową naturę, aby zdobyć przychylność Aresa. Momentami robi to w sposób tak perfidny, że aż zabawny. Trudno nie uśmiechnąć się, obserwując anielską cierpliwość satyra oraz jego wewnętrznego fanboya zachwyconego boskimi dokonaniami.  Serial pokazuje kolejnych bogów, którzy są jeszcze bardziej charyzmatyczni od swoich poprzedników. Odtwórcy ról perfekcyjnie oddają ich ekscentryczną naturę. Hefajstos (Timothy Omundson) szybko zdobywa sympatię widza w związku ze swoją przykrą historią miłosną oraz stosunkowo łagodnym usposobieniem. Copeland w pełni wykorzystuje swoje pięć minut i staje się najistotniejszym bohaterem odcinka. Pomimo nieco przerysowanej kreacji Aresa wciąż dostarcza tego, czego można oczekiwać od burzliwego boga osadzonego we współczesnym świecie. Sekwencja z wywoływaniem wojny na Twitterze oraz wcześniej wspomniane konwersacje z Groverem mają humorystyczny wydźwięk. Widać, że Copeland czuł się doskonale w boskiej skórze, a rola sprawiła mu ogromną frajdę.
fot. Disney+
+3 więcej
Również w parku rozrywki nie brakowało humoru. Duet Percy’ego i Annabeth coraz bardziej mnie przekonuje dzięki autentyczności Walkera Scobella i Leah Jeffries. Aktorzy dodają lekkości tej relacji. Droga bohaterów od wrogów do przyjaciół wydaje się całkowicie naturalna. Tak też było w książkach Ricka Riordana. Wydarzenia są przesiąknięte humorem i ciekawostkami z mitologicznego świata. Ze względu na memy nie powstrzymałam śmiechu przy piosence What Is Love? Haddawaya, puszczonej w Tunelu Miłości. W tej misji pojawia się pewien zgrzyt, który można zauważyć także w książkach Riordana (z pewnością może to przeszkadzać niektórym widzom). Otóż bohaterom wszystko przychodzi łatwo! Choć wiemy, że Annabeth odziedziczyła mądrość po swojej matce, tak szybkie znalezienie rozwiązania dotyczące pułapek i Hefajstosa nie przekonuje. Widzowie nie czują już powagi sytuacji. Gdy Percy decyduje się na drugie poświęcenie w przeciągu ostatnich 24 godzin, wcale się o niego nie martwimy. Przeciwnie, choć posadzenie chłopaka na maszynie Hefajstosa nie miało miejsca w książce, nie czułam napięcia. Założenie, że przy minimalnym wysiłku bohaterowie wyjdą z tarapatów, okazało się trafne. Tym razem faktycznie nie trzeba było wiele – wystarczyła krótka rozmowa Annabeth z Hefajstosem, aby uwolnić chłopaka. Oczywiście zadanie zostaje pomyślnie zrealizowane, a dzięki wdzięcznemu Aresowi bohaterowie łapią podwózkę do kasyna Lotos, gdzie czeka ich spotkanie z Hermsem. Napięcie zaczyna rosnąć, a wraz z nim dynamika akcji, której przez ostatnie odcinki tak bardzo brakowało. Twórcy zdają się dopiero rozkręcać.   
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj