Już od pierwszych minut widz mógł być zaskoczony zamianą ustalonego, dobrze nam znanego porządku odcinka: numer - sprawa - rozwiązanie. Tym razem twórcy poszli nieco inną ścieżką, ale równie dobrą. Za ten pomysł odpowiadają: Erik Mountain i Jonathan Nolan, czyli dwójka doświadczonych scenarzystów. Zaproponowali nam rozpoczęcie odcinka od bardziej ludzkiej strony i od razu umiejętnie wprowadzili widza w błąd, przygotowując sobie fundamenty pod późniejsze, interesujące zwroty akcji.
Sprawa podjęta w "Many Happy Returns" jest tym ciekawsza, gdyż została połączona z retrospekcjami, które powróciły w dobrym, klimatycznym stylu. Może historie nie łączyły się bezpośrednio ze sobą, ale ich podobieństwo było na tyle duże, że uczyniły całe śledztwo bardzo osobistym dla jednego z bohaterów. Ponownie zagłębiamy się bowiem w przeszłość Johna i poznajemy nowe fakty. Stawiają one dobrze znaną nam postać w nowym świetle, niekoniecznie pozytywnym. W połączeniu z historią Karen Garner aka Sarą Atkins wydaje się, że w poczynaniach naszego przyjaciela w płaszczu, emocje biorą górę nad zdrowym rozsądkiem. Tym sposobem twórcy w iście mistrzowski sposób grają na uczuciach i emocjach widza, sprawiając, że jest w stanie uwierzyć w to, co zostało celowo zasugerowane. Dzięki temu dochodzimy do wielu błędnych, a nawet szokujących wniosków. To emocje oraz świetna gra aktorska były kluczem do niebanalnej, porywającej fabuły, a swoje dodała też przeszłość głównego bohatera, przeplatająca się z teraźniejszością. Czegoś takiego w Person of Interest jeszcze nie mieliśmy!
[image-browser playlist="602723" suggest=""]
©2012 CBS
Na osobny akapit zasługuje wątek Carter, FBI i CIA. Mimo, że jest on teoretycznie drugorzędny, to nie schodzi z pierwszego planu pozostając w niezwykle silnej korelacji z pozostałymi wątkami. Śledztwo w sprawie Johna nabiera coraz większego tempa i prowadzi do kilku interesujących momentów, które w dużej mierze dotyczą detektyw. Dzięki temu Carter mogła ostatecznie określić, po której jest stronie. Twórcom udało się też ponownie poruszyć element zaufania jakim się darzą poszczególne postacie. Może wydawać się to niezbyt ciekawe, ale w obliczu rozgrywanych wydarzeń zdecydowanie elektryzuje widza. Nie da się też nie zauważyć, że wszystko powoli zaczyna się zazębiać i tworzyć jedną zgrabną całość, tym samym zacieśniając powoli pętlę wokół Johna Reese'a. To zaś stawia kolejne pytania, które będą frapować nas do końca sezonu.
Innym ważnym elementem w "Many Happy Returns" było zastosowanie wielorakich odniesień. Nie był to tylko smaczek dla widza, ale pokazanie, że już teraz pod koniec pierwszego sezonu Person of Interest ma solidną bazę fabularną, na której został zbudowany. Co jednak ciekawsze, te odniesienia, nie dotyczyły tylko przypomnianych scen, ale także charakterystycznych ujęć kamery, które są znakiem firmowym serialu. W dużej mierze bazowały one na pilocie, ale i tak były miłą niespodzianką, która sprawiła, że odcinek był jeszcze lepszy niż zazwyczaj.
[image-browser playlist="602724" suggest=""]
©2012 CBS
Na koniec parę słów o maszynie i zakończeniu odcinka. Można było zauważyć, że maszyna wypluwa różne numery, ale nie mamy wiedzy o wszystkich, w tym kluczowych dla fabuły serialu. Tym bardziej szokuje nas postawa Fincha, wobec numeru dotyczącego przeszłości Johna. O ile odniesienie w postaci zahaczenia o wózek inwalidzki było świetne, o tyle pojawienie się na nim Harolda z aktami z numerami Johna, Jessiki i jej męża wgniotło w fotel oraz postawiło szereg pytań. Czy Finch celowo nie interweniował w tej sprawie, aby mieć człowieka od czarnej roboty? Od kiedy obserwował Johna? Od kiedy Finch kuleje? Czy jego tragedia zaczyna się właśnie rok temu? I najważniejsze: czy nasi bohaterowie mają jakiekolwiek granice (etyczne, moralne, własne), a jeśli tak, to jakie?
Niewątpliwe Person of Interest ponownie zaskoczył. Pozostawił widza w szoku i z frapującymi pytaniami. I jeśli ktoś miał wątpliwości czy można wymyśleć coś ciekawszego od Eliasa, to twórcy pokazali, że na rozwój fabuły mają mnóstwo pomysłów. Aż strach pomyśleć jakie asy wyciągną z rękawa podczas finału pierwszego sezonu.
Ocena: 9+/10