Z pierwszą osobą liczby pojedynczej w języku japońskim wcale nie jest tak łatwo. Ze „słowa od tłumaczki”, Anny Zielińskiej-Elliott (która przetłumaczyła wszystkie dotychczasowe powieści i opowiadania Murakamiego wydane w Polsce), dowiadujemy się, że Japończycy używają wielu zaimków osobowych oznaczających „ja”, kobiecych i męskich, jednych bardziej oficjalnych, drugich skromniejszych, a jeszcze innych – poufałych. W niniejszym zbiorze opowiadań Haruki Murakami stosuje dwa z nich, przy czym jeden w dwóch różnych zapisach. W pierwszej opowieści Do kamiennej poduszki narrator używa zaimka „boku”, czyli „ja” męskiego, mniej formalnego, stosowanego w kręgu rodziny i przyjaciół. W kolejnych sześciu opowiadaniach autor również się nim posługuje, lecz zapisuje go znakiem chińskim, co pasuje do wspomnień chłopaka z czasów studenckich. Natomiast w ostatniej historii, od którego cały zbiór zaczerpnął tytuł, pojawia się o wiele bardziej oficjalny zaimek „watashi”, tworzący pewien dystans między narratorem a czytelnikami. Jako że język polski zna tylko jedno „ja”, warto wiedzieć o japońskich niuansach zaimków osobowych, sięgając po Pierwszą osobą liczby pojedynczej, ponieważ owo zróżnicowanie ma niebagatelne znaczenie. Jak zwykle u Murakamiego nic nie jest do końca oczywiste, dopowiedziane ani tak zwyczajne, jakby mogło się wydawać na pierwszy rzut oka. Opowieści balansują na granicy snu i jawy, za oczywiste przyjmujemy pojawienie się w nich elementów surrealistycznych czy symbolicznych, przy czym – jak na Haruki Murakamiego, jest ich znacznie mniej, niż nas do tego przyzwyczaił. Najnowszy zbiór opowiadań klimatem przypomina jego „najzwyczajniejszą” powieść Norwegian Wood, aniżeli późniejsze - skomplikowane, zasupłane i surrealistyczne do bólu. W Pierwszej osobie liczby pojedynczej Murakami cofa się do lat okołostudenckich, do własnych (chociaż zapewne nie tylko) wspomnień. Motywem przewodnim wszystkich opowiadań są obrazy z przeszłości, które na zawsze wryły się w pamięć człowieka i powracają do niego nieoczekiwanie, nieco zatarte, ale wciąż pełne swoistych znaczeń. Do kamiennej poduszki to nostalgiczny, podszyty smutkiem i melancholią tekst o pewnym, dawno minionym spotkaniu, nigdy nie wydanym zbiorze tradycyjnych, japońskich wierszy i słowach, która zostają w nas na zawsze, choć już nie pamiętamy twarzy tych, którzy je wypowiedzieli. W Śmietanie pewne nieporozumienie lub celowe upokorzenie styka bohatera z tajemniczym mężczyzną, który zaszczepia w nim chęć odkrycia, co jest śmietanką życia i jak ją odnaleźć, za podpowiedź mając jedynie kolejne pytanie bez odpowiedzi.
Źródło: Muza
Charlie Parker plays bossa nova opowiada o miłości do jazzu i o tym, że jeśli o czymś marzymy i potrafimy to pięknie opisać, niemal staje się prawdą. Lub nie – tego nigdy się nie dowiemy. Historia With the Beatles przenosi nas do lat 60., piosenek The Beatles, pierwszej fascynacji dziewczynami i przedziwnego przypadku mężczyzny z zaburzeniami pamięci, z wątkiem samobójstwa (jakże charakterystycznego dla Japończyków) w tle. Wiersze zebrane o drużynie Yakult Swallows traktują o młodzieńczej fascynacji bejsbolem, choć nie tym „wielkim”, a malutkim, lokalnym, z mało znaną drużyną, na której cześć jednak można pisać wiersze, chociaż nikt ich nie chce czytać. To historia prawdopodobnie najbliższa Murakamiemu, jako że jedynie w niej pisze o sobie wyraźnie jako o sobie, nie bojąc się – pod płaszczykiem opowieści o bejsbolu - nawiązać do trudnych relacji z ojcem.
W Karnawale znajdziemy rozważania o pięknie i brzydocie, przewadze kobiecej osobowości nad walorami innego rodzaju, uwielbieniu muzyki klasycznej, ze szczególnym uwzględnieniem „Karnawału” Schumanna, dolach i niedolach samego Schumanna, a także dolach i niedolach brzydszych dziewczyn, których numery telefonów zawsze się gubią. Wyznanie małpy z Shinagawy wydaje się najbardziej zakręconą historią w zbiorze. Same „długie, nocne Polaków rozmowy” bohatera opowieści z pewną nader wykształconą małpą są czystym surrealizmem, a gdy dodamy do tego, że małpa, choć bardzo się tego wstydzi, podkochuje się kobietach i po trochu podkrada im pamięć własnych imion, sytuacja staje się naprawdę… dziwna.  Ostatnie (last but not least) opowiadanie Pierwsza osoba liczy pojedynczej mówi o najgłębiej skrywanych lękach, w tym zupełnie absurdalnym, że jeśli ktoś zarzuca ci coś, co się nigdy nie zdarzyło, irracjonalnie zaczynasz się bać, że to jakimś cudem prawda. Poczucie winy to demon nie do opanowania. Haruki Murakami spogląda wstecz, hołubiąc kruche wspomnienia i nadając im głębsze znaczenie. Pisze po swojemu, jak zwykle. W pewnym momencie (Wiersze zebrane o drużynie Yakult Swallows) przyznaje, że czasami czuje się niczym sprzedawca piwa na stadionie, który przeprasza, że sprzedaje jedynie ciemne piwo, gdy większość kupujących woli zwykłe, jasne. On woli ciemne. Wielu z nas również wybierze „ciemne”, nie-zwyczajne opowieści Murakamiego, preferując je ponad „zwykłe”.
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj