Zdobywanie Dzikiego Zachodu jest to temat, który był ujęty już na wszelkie możliwe sposoby, od kinematografii do pozycji książkowych. Co ciekawe, niby temat jeden, a bardzo ewoluował. Na samym początku mamy westerny i powieści, w których wszystko jest czarno-białe i do bólu jasne. Dobrzy farmerzy, źli Indianie, dobrzy szeryfowie, źli bandyci i tak dalej. W miarę upływu lat Amerykanie zaczęli przed samymi sobą i przed światem także przyznawać się do tego, że nie do końca było to tak proste. Powoli ujawniali kulisy tego, jak postąpili z Indianami, a także tego, że osadnicy bynajmniej nie byli kryształowi. Oczywiście przykłady można tu mnożyć w nieskończoność. Próba spojrzenia na dzieje ojczyzny obiektywnie nie jest rzeczą prostą, zwłaszcza jak widzimy mroczne fragmenty historii, ale dowodzi pewnego rodzaju dojrzałości. Jednakże Pionierzy wyszli spod ręki laureata nagrody Pulitzera, więc zasadniczo mamy prawo spodziewać się po tej pozycji wszystkiego, co najlepsze. I nasze oczekiwania nie zostaną zawiedzione. Przede wszystkim należy powiedzieć jasno, David McCullough nie napisał kroniki Dzikiego Zachodu jako całości. Ograniczył się do pojedynczego regionu. Swoją pracę poświęcił stanowi Ohio i skupił się na historii założenia jednego miasta Marietty ze wszystkimi jej blaskami i cieniami. Wbrew pozorom nie wpływa to w sposób negatywny na jakość książki, ani na jej rzetelność. Co więcej, można śmiało to potraktować jako pewnego rodzaju przekrój wspomnianego zagadnienia.
Źródło: Poznańskie
Książka ma kilku bohaterów, ich oczami poznajemy kolejne etapy mozolnego karczowania lasów, walki z Indianami czy wreszcie osiedlania się. Poza tym, warto zauważyć, że generalnie jest to książka przede wszystkim o ludziach. Mamy nie tylko wgląd w życie codzienne pierwszych osadników, ale także wiele miejsca poświęca się nastrojom społecznym. Fani historii społecznej będą w niebo wzięci.
McCullough wykonał kawał, naprawdę dobrej roboty. Z każdej strony wyziera na nas skrupulatny research. Naukowy wywód ubarwiają fragmenty listów, pamiętników kolonizatorów i przede wszystkim przepiękne ilustracje i mapy. No i właśnie, książka jest dość nierówna. Dobrze się ją czyta, pisarz i tłumacz wykonali naprawdę dobrą robotę, ale czytelnika niezafascynowanego specjalnie historią kronikarską narracyjność i naszpikowanie faktami mogą zmęczyć. Znacznie ciekawiej prezentują się te części poświęcone bezpośrednio ludziom. Jednakże, moim zdaniem, warto zacisnąć zęby i przeboleć te trudniejsze fragmenty. Jeśli ktoś interesuje się historią Ameryki, to pozycja obowiązkowa, która powinna znaleźć się na jego półce.
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj