John Wells umieścił akcję filmu Sierpień w hrabstwie Osage w samym centrum rodzinnego piekła. Familia Westonów zbiera się pod jednym dachem, aby towarzyszyć w ostatniej drodze seniorowi rodu. Powietrze nagle gęstnieje, zostaje naelektryzowane pretensjami, oskarżeniami i patologią. Portret rodziny dysfunkcyjnej. Kluczową informacją jest to, że film został stworzony na podstawie sztuki teatralnej. Wiadomo nie od dziś, że sceniczna gra aktorska, czyli w tym wypadku intensywna i rozemocjonowana, na srebrnym ekranie nie prezentuje się najlepiej (żeby nie napisać - groteskowo). Trzeba było jakoś te emocje złagodzić.
Wells wykorzystał w tym celu dwie rzeczy: piękne plenery Oklahomy i muzykę, która zresztą jest z nimi dość mocno związana. Ścieżka dźwiękowa wypełniona jest dźwiękami gitary - czy to w autorskich kompozycjach zdobywcy dwóch Oscarów, Gustavo Santaolalliego, czy to w utworach-klasykach folku i country, które trafiły na składankę. Znaleźli się na niej m.in. Kings of Leon z akustyczną wersją "Last Mile Home", nieśmiertelny Eric Clapton z "Lay Down Sally" (napisy początkowe, w których pojawiają się charakterystyczne dla tego stanu widoczki) czy piękne "Violet’s Song" JD & The Straight Shot. Nie tylko podkreślają klimat Oklahomy (albo tego, z czym nam się ten stan kojarzy), ale również dodają wiarygodności samemu obrazowi – fragmenty tych utworów często pojawiają się tylko w roli towarzyszącej, np. jako piosenka, która akurat leci w radiu, dzwonek telefonu albo… serenada miłosna wykonywana solo przez bohatera granego przez Benedicta Cumberbatcha ("Can't Keep It Inside").
Większość filmu to cisza. W kwestii podbijania emocji Wells i Santaolalla postanowili pozostawić pole do popisu aktorom i ich postaciom, które muszą sobie poradzić z narastającym przez lata napięciem. Kłótnie i podniesione głosy to norma w tytułowym hrabstwie, wzruszenia dorzucane są bonusowo, zatem na brak emocji nie można narzekać. Gdyby jeszcze starano się je udobitnić ścieżką dźwiękową, twórcy stanęliby bardzo blisko tej cienkiej linii, która oddzielała ich od teatralności, więc zdecydowano się na coś zgoła odwrotnego. Muzyka pojawia się w chwilach wyciszenia po burzliwej kłótni albo w momentach raczej neutralnych. W tej roli spełnia się bardzo dobrze.
Mimo wszystko to nie do Santaolalli należą najbardziej pamiętne chwile filmu. Jako pierwsza uderza scena odnalezienia martwego seniora rodu przemieszana ze zbliżeniami ukierunkowanymi na części garderoby, w której został pochowany. Pojawia się wtedy niezwykle klimatyczne, zaskakująco ciepłe "Himmon, TX" Bona Ivera. Poza tym nieco splendoru argentyńskiemu kompozytorowi kradnie również Adam Taylor i jego cztery króciutkie utwory na pianino – ze szczególnym naciskiem na "Don’t Let Go". Co zostało dla Gustavo? Napisy końcowe. Jakkolwiek sarkastycznie by to nie brzmiało, są to one bardzo dobrze umuzycznione. Kompozycje, które stworzył Santaolalla, są oparte na niezwykle delikatnych dźwiękach gitary i sekcji smyczkowej. Momentami przypominają "Dzienniki motocyklowe" (szczególnie utwory "Leyendo en el Hospital" czy "Lago Prías"), niestety w nieco słabszej wersji.
W przypadku filmu Sierpień w hrabstwie Osage muzyka ma za zadanie złagodzić emocje, które szaleją na ekranie. Jej moc polega na kontraście, który tworzy z obrazem, bez niego jest jak, nie przymierzając, Batman bez swoich gadżetów. Składanki da się słuchać, ale wszystko w niej krzyczy o kontekst. O Julię Roberts i Meryl Streep.