Piraci” („Black Sails”) są dla mnie serialem lekko problematycznym. Nie są absolutnie źli, momentami dają radę, ale w żadnym wypadku nie są też serialem dobrym. Stoją gdzieś pośrodku i chyba nie mogą się zdecydować, w którą stronę pójść. I to właśnie ta ich nijakość jest największym minusem, odcinek „IX.” nie wywołuje bowiem żadnych emocji, a po seansie zapomina się o nim prawie natychmiast. Akcja zaczyna się od przedstawienia widzom nowej postaci, kolejnego czarnego charakteru, który zaburzy porządek w Nassau – Neda Low. Bezwzględny kapitan na pewno trochę namiesza, o czym raczył już poinformować Eleanor, jednak zastanawiam się nad sensem wprowadzania jego postaci już teraz. Mamy tyle wątków, jak Flint i jego poszukiwanie skarbu, wspomniana Eleanor i problemy z Vanem, Rackham, Max i ich burdel - do wyboru, do koloru. Wydaje mi się, że twórcy powinni skupić się na rozwijaniu wcześniejszych historii i bohaterów; na nowości jeszcze przyjdzie czas, nacieszmy się najpierw tym, co mamy. Główna część odcinka skupia się jednak na Flincie i jego dość kłopotliwej sytuacji, do której doprowadziły wydarzenia z finałowego odcinka poprzedniego sezonu. Musi udowodnić swoją użyteczność i zdobyć dla załogi obiecane złoto. Pierwszym etapem jest jednak przejęcie statku, a pomaga mu w tym John Silver. I to jest, całe szczęście, jasny punkt tego odcinka. Nie idealny, ale zdecydowanie najlepszy. Panowie bowiem świetnie ze sobą współgrają, całą akcję ogląda się lekko i przyjemnie, a komediowe wstawki sprawiają, że można cieszyć się serialem. Twórcy powinni iść w tym kierunku i sprawić, by „Piraci” byli po prostu zwyczajnym rozrywkowym widowiskiem. Nie obyło się jednak bez zgrzytów. Trochę dziwi zwłaszcza Dufresne. Człowiek, który w poprzednim sezonie bał się używać pistoletu, nagle dowodzi całą załogą i wykrzykuje komendy na prawo i lewo. Ten przeskok wydaje się zbyt skrajny i zbyt szybki, a sam bohater na tym traci, bowiem widz, nie widząc jego rozwoju, nie ma czasu się z nim utożsamić i w jakikolwiek sposób związać. [video-browser playlist="657182" suggest=""] Tak samo jak nie sposób związać się z Max, Anne czy Rackhamem. Cała trójka ma w „IX.” króciutkie wstawki, dosłownie migają na ekranie - chyba tylko po to, by widz nie zapomniał, że istnieją. Mało tego, są tak papierowi, że trudno to znieść. Najbardziej boli postać Anne Bonny, w której pokładałem duże nadzieje. Rozwijanie jej wątku, odsłanianie jej tajemnic powoli, kawałek po kawałku - to mogłoby być dobre posunięcie. Tymczasem twórcy postanowili zrobić z niej po prostu morderczą furię, która miota się bez celu i sensu. Jak dla mnie – zmarnowany potencjał i postawienie na ograne, sprawdzone oczywistości. Nie rozumiem roli retrospekcji pojawiających się nagle, niewiele wnoszących i potęgujących chaos w „IX.”. Zdaję sobie sprawę, że ukazanie przeszłości Flinta jest ważne dla rozwoju postaci, ale w takiej formie to tylko zniechęca i nudzi. Poza tym „Piraci” skaczą sobie beztrosko od wątku do wątku, a dorzucenie do tego jeszcze retrospekcji powoduje, że widz właściwie nie wie, co ogląda. Takie rzeczy trzeba skrupulatnie zaplanować, inaczej nie spełnią swojej roli - i o tym twórcy powinni pamiętać. Czytaj również: Jeffrey Dean Morgan dołącza do stałej obsady „Extant”Piraci” są serialem nierównym i taki sam poziom prezentuje premierowy odcinek 2. serii. Nie jest to porywająca przygoda, która trzyma w napięciu i emocjach do ostatniej minuty, nie jest to też gniot, którego nie sposób oglądać. To taka szara, bezpieczna strefa przeciętności. A szkoda - „Piraci” mogliby wypłynąć na niebezpieczne wody, bo temat nośny, wystarczy trochę starań i może udałoby się złupić jakiś skarb.
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj