Nie można odmówić twórcom, że skończyli tę historię z przytupem i rozmachem. Cała kwestia ostatecznego starcia z gubernatorem Rogersem jest taka, jaką mogliśmy oczekiwać: emocjonująca, widowiskowa, krwawa i bardzo angażująca. Wiele elementów działa tutaj wyśmienicie; walki, klimat, starcie Flynta z Billym i ostateczny pojedynek z Rogersem. Udaje się zbudować napięcie, niepewność co do losu ukochanej Johna. To są zdecydowanie najlepsze momenty finału, na które czekało się z niecierpliwością. Konfrontacja z Rogersem (notabene naprawdę dobry czarny charakter) nie rozczarowuje. Każdy, kto wie, że fabuła rozgrywa się przed wydarzeniami z klasycznej Wyspy skarbów, zdaje sobie sprawę, że skrzynia, o której mowa, to właśnie ten oczekiwany skarb. Z tego też powodu ta wiedza sprawia, że mniej więcej wiemy, jak to się potoczy. Wiemy, że John Silver i Billy przeżyją te wydarzenia, a wątek Flinta musi się jakoś zakończyć. Na szczęście wszystko jest prowadzone w taki sposób, że nieszczególnie to przeszkadza, bo pobudzana jest ciekawość, jak to pokażą i jak postawią kropkę na końcu. Toby Stephens jako Flint daje z siebie wiele w tym odcinku. Przede wszystkim jego kulminacyjna rozmowa z Johnem Silverem pokazuje świetne emocje, charyzmę i pewne zmęczenie. Flint był tak napędzany przez swoją żądzę walki, że czuć, jak to się na nim odbiło. Relacja tych panów była niezwykle ważna od samego początku. Dlatego ciekawe jest to, jak chcą to zakończyć. Jak ta rozmowa się potoczy, by pokazać, jak bardzo podążyli innymi ścieżkami. Proroctwo Flinta o tym, że John Silver ostatecznie stanie się tak naprawdę taki jak on jest w tym momencie najważniejsze, bo wiemy z Wyspy skarbów jaki będzie ten pirat. Dobre, emocjonalne sceny, które dają satysfakcję. Problem jest z rozwiązaniem fabularnym. Spodziewałem się śmierci Flinta, w końcu padały takowe sugestie. Gdy jednak pojawia się wyjaśnienie Johna, że Flint zgodził się zrezygnować z powodu miłości do mężczyzny swojego życia, jest to... nie przekonujące i naciągane. Kompletnie nie kupuje tego nieprawdopodobnie banalnego wyjaśnienia jego losów. W tym miejscu nie ma znaczenia, czy kocha faceta, czy kobietę, ale sam fakt, że miłość jest tym, co ściąga tego pirata z obranej ścieżki. Jest to rozczarowujące i nie poprawia sytuacji, że to może być jeden ze scenariuszy, jak to zasugerowano w odcinku. Decyzja Silvera daje jednak do myślenia. Gdy weźmiemy pod uwagę konfrontację z ukochaną i perspektywę tego, jaki on będzie w Wyspie skarbów, nie da się ukryć, że popełnił on błąd. Niby wierzy w swoje idealistyczne pobudki, ale w ogólnym rozrachunku zniszczył coś wyjątkowego pod wieloma względami. Trochę mnie razi, że w tym momencie John wydaje się nawet przesadnie idealistyczny, jakby wierzył, że miłość zwycięży. Podobać się może kropka jaką postawiono na samym końcu. Postać, która zaciąga się do załogi to oczywiście Mary Read, jedna z najsłynniejszych kobiet piratów w historii. Bardzo trafny zabieg ze strony twórców, którzy z jednej strony kończą historię stworzeniem kultowej flagi piratów, z drugiej poprzez postać Mary dają klarowną sugestię, że to nie jest koniec ich działań. Nadal piraci mają swoją historię do opowiedzenia. Koniec zdecydowanie satysfakcjonujący. ‌Black Sails to serial bardzo nierówny. Pierwsze dwa sezony nudne, nieciekawe, mdłe i pozbawione interesującej historii. Natomiast dwa ostatnie sezony to zwrot o 180 stopni; angażujące, emocjonujące, z dużą dawką akcji i dobrą historią. Co prawda, finał nie spełnił moich oczekiwań, bo koniec Flinta jest rozczarowaniem, to warto dać szansę. Ostatecznie wyszła z tego dobra rozrywka.
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj