Poprzednie fillery oceniałem surowo, bo nie wnosiły nic nowego do fabuły, próbując jedynie zapełnić cały sezon. Podobnie jest i tym razem, mimo że historia nawiązuje do sławetnego trzeciego plaskacza, którego Barney ma otrzymać od Marshalla. Nie ostatniego zresztą, jak sam Eriksen stwierdził na końcu. I chociaż odcinek nie zapewnia żadnego powiewu świeżości, jest - o dziwo - całkiem przyjemny. Wszystko dzięki odpowiedniej "slapstickowości". Dużo tutaj ironii i zabawy konwencją; czasami można odnieść wrażenie, że twórcy zazdroszczą Tarantino albo Rodriquezowi wyobraźni. 

Historia Marshalla o tym, jak nauczył się tajnej sztuki dawania plaskacza, jest tak absurdalna, że aż zabawna. To, co zazwyczaj było domeną Stinsona, czyli niestworzone historie, ciekawie brzmią w ustach najlepszego przyjaciela Teda. Widzimy jego podróż do Japonii, gdzie uczył się od trzech mistrzów szybkości, siły oraz dokładności, tak aby wyszedł plaskacz doskonały. Trening do najłatwiejszych nie należał, a mistrzowie dziwnym zbiegiem okoliczności przypominali Teda, Lily oraz Robin, ale w końcu się udało - Marshall opanował tajemną sztukę uderzenia z liścia. 

[video-browser playlist="633807" suggest=""]

Czternasty odcinek jest tak naprawdę próbą zrekompensowania widzom braku Marshalla w pierwszej połowie sezonu. Jego wstawki i epizodyczne wystąpienia polegały najczęściej na podróży samolotem, autobusem czy samochodem i nie były najwyższej jakości. Dzięki "Slappointment in Slapmarra" możemy nacieszyć się tą sympatyczną postacią. Nie oszukujmy się jednak, dużą robotę robi tutaj przede wszystkim kiczowaty charakter całego opowiadania. Chwilami jest tak idiotycznie, że aż szczerze zabawnie. Moment rozpoczęcia historii, mina Stinsona, potakiwania Teda i wreszcie poszczególne etapy treningu są zwyczajnie śmieszne. Sporo tutaj parodii kina wschodniego, ale wszystko polano typowym dla serialu sosem absurdu. 

Trudno mi ocenić, dlaczego ten odcinek wypalił, bo momentami jest żenujący. Chyba czegoś takiego było potrzeba, szczególnie że inne zapychacze w pierwszej połowie sezonu nie prezentowały sobą wysokiej jakości. Tym razem coś zagrało. Nie oznacza to jednak, że wybaczyłbym twórcom kolejne odcinki, które nic nie wniosą do historii. Wypadałoby powrócić do wątku ślubu Robin i Barneya oraz poznania matki przez Teda. Patrząc jednak na tytuły zbliżających się epizodów, możemy spodziewać się skoncentrowania na motywie przewodnim. Przynajmniej w teorii, bo zapowiedź kolejnego odcinka sugeruje, że będziemy mieć do czynienia z prawdomównością Stinsona, a to może być kolejny zapychacz lub epizod dający kilka odpowiedzi o przeszłości Barneya. Oby to drugie, bo ostatni sezon Jak poznałem waszą matkę jest bardzo nierówny. Na szczęście czternasty odcinek ogląda się całkiem przyjemnie. 

To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj