Kristoffer Rus – odpowiedzialny m.in. za Rodzinkę.pl czy Tajemnicę zawodową – dotychczas zajmował się głównie serialami. Na swoim koncie ma co prawda kilka pełnometrażowych produkcji, jednak nie odbiły się one szerokim echem w filmowych świecie. Teraz po raz kolejny podjął się nakręcenia filmu i niedawno uraczył nas swoją nowością w iście wakacyjnym klimacie. Fabuła Pod wiatr jest całkiem prosta. Schematy, na jakich bazuje film, powielane były już kilkadziesiąt razy. Ania (Sonia Mietielica) pochodzi z zamożnej rodziny. Razem z nadopiekuńczym ojcem i nieszczęśliwą macochą przyjechała do ekskluzywnego hotelu nad morzem, gdzie od dziecka spędza wakacje. Rodzina spotyka tam swoich wieloletnich przyjaciół, którzy również przyjechali na wypoczynek. Tym razem wszyscy mają dodatkowe okazje do świętowania, bowiem Ania napisała znakomicie maturę i dostała się na londyńską medycynę, a Kuba – syn przyjaciół – zaczyna budować ścieżkę prawniczej kariery. Prestiż w czystej postaci, łapiecie te wszystkie niezwykle delikatne zagrania, które mają pokazać bogactwo?
+10 więcej
Nad Bałtyk, jednak nie do hotelu, a na camping, przyjeżdża również grupa kitesurferów, którzy pod przewodnictwem zabójczo przystojnego Michała (Jakub Sasak) zamierzają wykorzystać lato na maksa. A teraz pytanie za sto punktów. Mamy tutaj bardzo ładną i stereotypową „grzeczną dziewczynkę” trzymaną pod ojcowskim kloszem oraz pełnego życia i wolności buntownika w ciele Adonisa. Co tu się może wydarzyć? Absolutnie nie mam pojęcia, w którą stronę mogą pójść twórcy... Zgodnie z tym, co udało mi się odszukać w Internecie, to Pod wiatr jest pierwszą produkcją Juliana Kijowskiego, który odpowiada tutaj za scenariusz. Niestety, banał goni banał. Prościej się nie dało. Mamy dwójkę ludzi, którzy spotykają się oczywiście zupełnym przypadkiem i bum – nagle wybucha uczucie. I gdyby to chociaż było jakoś emocjonalnie ograne, gdyby towarzyszyło temu coś więcej niż hormony i scenariuszowy mus, gdybyśmy my – jako widzowie – mogli się wciągnąć i przeżywać tę relację. Niestety, „wybuch” uczucia jest tak głośny, jak dźwięk upadającej chusteczki. Ogromnym problemem tego filmu jest to, że nie traktuje on swoich bohaterów jak ludzi. Ich zachowania wobec siebie są dziwne, nienaturalne. Nie wiemy, kim są, o czym myślą, czym się kierują, I przede wszystkim – oni ze sobą nie rozmawiają. Znacie to uczucie, gdy siedzicie w towarzystwie, nagle coś się wydarza, zerkacie na siebie z przyjacielem/przyjaciółką i po samym spojrzeniu dokładnie wiecie, co druga osoba ma na myśli? Twórcy tego filmu założyli, że wszyscy ludzie, nieważne, jakie relacje ich łączą, tak potrafią. Jak mamy wierzyć w jakiekolwiek uczucie pomiędzy Anią a Michałem, kiedy oni zamienili ze sobą dwa zupełnie nieistotne słowa? Brak pomysłu na dialogi ekipa próbowała zamaskować długimi ujęciami morza i widokami z drona. Są tutaj takie momenty, które przypominają teledysk do jakiegoś letniego hitu. Przyzwyczajeni jesteśmy raczej do tego, że muzyka w filmie pojawia się i urywa, fabuła leci dalej, znów muzyka i tak dalej. Tutaj natomiast, jak już zacznie się jakaś piosenka, to leci od początku do końca. Przez 3 minuty 30 sekund oglądamy morze, piasek, dziewczyny na deskach, włosy Michała, a w tle śpiewa Igo lub Vito Bambino. Warto też dodać, że film trwa prawie dwie godziny, a twórcy naprawdę nie mają pomysłu na scenariusz, więc wpychają tych teledysków, ile tylko mogą, byle jakoś dociągnąć do końca.
fot. Łukasz Bąk
A skoro poruszyliśmy temat dialogów, to pomówmy chwilę o postaciach i samych aktorach. Główna bohaterka jest chyba największą mimozą, jaką Trójmiasto widziało. Nie odzywa się, nie kontynuuje rozmowy, nie przejawia żadnego zainteresowania, a jednak wszyscy są w niej zakochani. Wyraz twarzy ciągle ten sam, emocji zero, niezręczności wiele. Patrząc na ten dość słaby popis aktorskich umiejętności, myślałam, że Mietielica to debiutantka. Dużo lepiej, jak na te możliwości scenariuszowe, zaprezentował się charyzmatyczny Sasak. Nie uratował on jednak tego duetu, bo nie było między nimi chemii.  Jak na film dla nastolatek jest tu dość odważna scena seksualna i chyba jestem w stanie się z Wami założyć, że dawno nie widzieliście tak nieromantycznego seksu na ekranie. A już pomijam absurd tego, że ta scena w ogóle się wydarzyła. Pod wiatr jest produkcją słabą, bez pomysłu i energii. Twórcy łapią się najprostszych rozwiązań i nawet one im nie wychodzą. 9/10 problemów w tym filmie rozwiązuje się poprzez sceny, w których bohaterowie nic nie mówią, tylko patrzą sobie w oczy. Jest tutaj jakieś aspirowanie do symboliki, bo przez połowę filmu Ania ma związane włosy, a kiedy zrzuca „pancerz”, staje się wolna i podobno szczęśliwa, to nosi już tylko rozpuszczone. Cóż za niesamowity zabieg interpretacyjny! Jeśli jednak szukacie filmu do zagrania w drinking game (oj, jest tu rewelacyjny pretekst do szybkiego upicia się) lub chcecie się trochę pośmiać z polskiego kina, to śmiało. Ja przyznam szczerze, śmiałam się tak, że mnie w pokoju obok słyszeli, ale zawdzięczam to tylko temu, że nawzajem nakręcałam się z moim przyjacielem. Sama chyba nie dałabym rady tego obejrzeć, więc jeśli macie znajomych, którym przyjemność sprawia wyśmiewanie złych filmów, to jest to pozycja doskonała na wspólny piątkowy wieczór!
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj