Tym razem do pokoju 104 trafia dostawca pizzy, który musi zmierzyć się z dziwnym małżeństwem zamieszkującym motel. Podczas gdy mąż wychodzi z domu w poszukiwaniu bankomatu, by móc opłacić zamówienie, żona rozpoczyna flirt ze zdezorientowanym dostawcą, czym dezorientuje także samego widza. Do momentu zakończenia miałam wrażenie, że historia którą oglądam jest – owszem, dziwna i niepokojąca – jest jednak raczej jednolita i toczy się zgodnie z zasadami logiki. Twórcy serialu dopiero w ostatnich minutach odsłonili karty i przedstawili zakończenie, którego nie sposób było przewidzieć. Niestety nawet mimo elementów zaskoczenia i niedorzecznej fabuły, odcinek nie jest w pełni satysfakcjonujący. Największą bolączką są bezsensowne dialogi, które niepotrzebnie zajmują znaczny czas trwania epizodu. Trzykrotne powtarzanie tych samych dwuznacznych kwestii nie wnosi do fabuły zupełnie nic, stanowiąc jedynie wypełniacz niezręcznego milczenia, jakie zapanowało po wyjściu męża na zewnątrz. Choć odcinek trwał zaledwie 25 minut, zwyczajnie zdążyłam się wynudzić (poza początkiem i mocnym zakończeniem). Choć pilot również miał swoje przestoje, twórcy umieli popchnąć akcję do przodu i przede wszystkim wywołać dreszcz niepokoju na plecach. Tutaj nic takiego nie ma miejsca. Jedyną wyrazistą postacią pozostaje nadpobudliwy i agresywny mąż, jednak jak na złość jest on nieobecny przez znaczną część trwania epizodu. Patrzenie na żonę i słuchanie jej sennego, wypranego z emocji głosu wręcz denerwuje – momentami chciałam krzyknąć do bohaterki, by powiedziała jasno, o co jej chodzi, bo te gierki to strata czasu zarówno dostawcy, jak i widza. Bezsensownym było też końcowe zachowanie męża, który chyba z dziesięć razy powtarzał to samo pytanie – ile razy przeleciałeś moją żonę? Z całą pewnością był to zabieg celowy, mający uwypuklić fakt, iż są to ludzie o zachwianej psychice, jednak zamiast budować jakiekolwiek napięcie, raczej pogłębił moją irytację.
fot. HBO
Samo zakończenie na pewno zaskakuje. Jednak nie wywołuje przy tym żadnych emocji. Nie ma niepokoju, stresu ani przerażenia, nie czułam się także zmobilizowana by doszukiwać się w fabule głębszego dna. Z perspektywy finału odcinek wydaje się mieć ręce i nogi – dostawca pizzy był właścicielem kontrowersyjnej agencji, która umożliwia swoim klientom spełnianie najdziwniejszych fetyszy. Przed wprowadzeniem kolejnego gościa do pokoju sam postanawia odegrać rolę w przedstawieniu, by upewnić się, że wszystko zostało dopięte na ostatni guzik. Trudno powiedzieć, czy para aktorów wiedziała, że mają do czynienia z szefem, czy może była przekonana, że to jeden z zapowiedzianych gości. Koniec końców dla fabuły nie ma to większego znaczenia. I to by było na tyle. Choć zaczęliśmy w pewnym sensie oglądać „od końca”, bardzo łatwo nakreślić sobie całą akcję w należytym porządku. Po pierwszym enigmatycznym odcinku spodziewałam się większych łamigłówek, które zaprzątałyby moją głowę na długo po seansie, tymczasem odcinek numer dwa wylatuje z niej w zasadzie tuż po napisach końcowych. Trudno go jednoznacznie zaklasyfikować do konkretnego gatunku, przez co tym bardziej przypomina zwykły wypełniacz sezonu – ani nie przeraża, ani nie śmieszy, pozostawiając w obojętności. Brawa należą się głównie dla Jamesa Van Der Beeka, który wcielał się w męża – aktor poradził sobie z zadaniem bardzo dobrze i to w zasadzie tylko jego postać udźwignęła na barkach ciężar całego odcinka. Dostawca pizzy wypada mdło, a postać żony jest kompletnie przezroczysta, sprawiając wrażenie, że nie ma do zaoferowania nic poza swoim ciałem. Tym, co jest dość intrygujące, pozostaje fakt, że w dalszym ciągu nie weszliśmy do łazienki. Zarówno w odcinku pilotowym, jak i bieżącym, małe pomieszczenie odgrywało ważną rolę, stanowiąc miejsce ucieczki i izolacji głównych bohaterów, do którego nikt inny nie ma dostępu. Trudno powiedzieć, czy kolejne epizody pozwolą nam zajrzeć za tajemnicze drzwi z lustrem, ale osobiście bardzo na to czekam. Odcinek numer 2 trochę zawodzi moje początkowe oczekiwania, ale mimo to liczę na więcej. Biorąc pod uwagę fakt, iż każdy epizod będzie opowiadał o czymś innym, serialu nie da się przekreślić po jednej słabszej odsłonie. Mam nadzieję, że twórcy Room 104 postawili na bardziej zawiłe wątki – dość dosadne przedstawienie całej idei odcinka uniemożliwia własną interpretację, a przecież to właśnie sprawia największą frajdę. Pozostaje liczyć na to, że epizody przed nami będą składały się z czegoś więcej niż proste elementy zaskoczenia, nad którymi nie można nawet pogłówkować.
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj