Powiedzmy sobie szczerze, Poldark jest swego rodzaju telenowelą i bez ludzkich dramatów w ogromnych dawkach byłoby zwyczajnie nudno. Kiedy więc akcja przenosi się do Londynu, wiadomo już, że będzie arcyciekawie. W zasadzie jedynie wątek Drake’a i Morwenny łączy jeszcze akcję z Kornwalią, został on jednak w przedostatnim odcinku sezonu potraktowany dość po macoszemu. Młoda wdowa wyjaśnia w końcu ukochanemu, dlaczego tak nim wzgardziła, jednak droga do pojednania wciąż daleka. Czy uda się znów zejść tej parze w następnym odcinku? Mam nadzieję, że tak, ponieważ zbyt wiele tu już do dodania nie ma. Nadmierne przeciąganie akcji jest w tym wypadku niewskazane. Inna para, małżeństwo Warrleganów oczekuje narodzin kolejnego dziecka i wszystkie przysięgi Elizabeth wciąż byłyby wiarygodne, gdyby nie jedno zdanie wypowiedziane przez Geoffreya Charlesa… Tym samym George zauważa coś, co było tak oczywiste, że chyba tylko niewidomy nie zauważyłby podobieństwa Valentine’a do Rossa - takiego czysto fizycznego. Całą konspirację szlag trafia i znów zaczyna się spirala podejrzeń. Trzeba odnotować, iż presja ze strony Rossa do ukrywania tego sekretu i zrzucania wszystkiego na Elizabeth jest jednak mało elegancka… Małżeństwo Poldarków przeżywa drugą młodość, serwując widzom sceny wielce wymowne i pikantne zarazem. W końcu gdzie dzieci nie ma, tam ich rodzice harcują… I wszystko układałoby się dobrze, gdyby nie Monk Adderley, od kilku odcinków wyraźny przeciwnik Rossa. Jakoś tak się składa, że wpada mu w oko Demelza i już dramat gotowy. Zdecydowanie dopiero teraz Adderley pokazuje, co kryje w środku, a jest to dorobek dość ubogi. Ten typowy karierowicz najchętniej skakałby z kwiatka na kwiatek, to znaczy z łóżka do łóżka, a biedna Demelza wyraźnie nie wie, na jak wiele uprzejmości i lekkiego flirtu może sobie pozwolić wśród londyńskiej arystokracji. Tym samym mamy tu przypadek, gdzie zbytnia uprzejmość nie popłaca i czasem trzeba tupnąć nogą, dając drugiej stronie do zrozumienia, że nic się z przelotnej znajomości nie wykluje. Cała afera kończy się ostatecznie starym i dobrym pojedynkiem, zakazanym prawnie. Dwight jest głosem rozsądku, podobnie jak widz krzyczący w duchu, że tym razem Poldark przesadza i naprawdę nie warto umierać za żonę z powodu jednego idioty, któremu się spodobała. Mizerne zdolności strzeleckie Rossa (był żołnierzem, coś tu się nie zgadza?) na całe szczęście wystarczają i tym samym londyński światek, a raczej jego mężowie mogą odetchnąć z ulgą. Takiego lekkomyślnego Rossa nie oglądaliśmy już od dawna, choć przecież gorąca krew i temperament to jego główne cechy, bo raczej nie zalety. Ten epizod jest zdecydowanie najbardziej monotematyczny i praktycznie jednowątkowy. Dawno nie było tak skupiającego się na Poldarkach epizodzie - nawet Dwight i Caroline mają się już dobrze i wygląda na to, kryzys ich związku po ogromnej przecież stracie już minął. Gdzieś za horyzontem czają się już wydarzenia związane z Warlegganami, a zwłaszcza z Elizabeth. Jak więc widać, małżeństwo to ciągłe ścieranie się charakterów, przynajmniej w tym serialu. Wygląda na to, że szykuje się finał pełen emocji…
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj