Czwarty odcinek skupia się przede wszystkim na postaci T.J.'a. O ile nie przepadam za wciskaniem homoseksualnych wątków wszędzie, gdzie tylko się da, tak tutaj absolutnie mi on nie przeszkadza. Młody Hammond wydaje się być najbardziej tragiczną postacią w całym serialu. Jakkolwiek bardzo chciałby się zmienić i utrzymać trzeźwość, tak los mu tego nie ułatwia, co chwila rzucając mu kłody pod nogi. Kiedy wychodzi na prostą, rzuca go ukochana osoba, a gdy otwiera klub, który być może pozwoli rozpocząć mu nowy rozdział w jego życiu, to rodzina odwraca się od niego plecami. Poprzedni epizod raczej pomijał postać T.J.'a, tak tym razem scena należy do niego. Dostajemy świetny popis aktorstwa tak ze strony Sebastiana Stana, jak i pozostałych aktorów, co w połączeniu z bardzo emocjonalnym wydźwiękiem wielu scen daje mieszankę wybuchową, której zwieńczeniem jest zaskakujący finał.

[image-browser playlist="600328" suggest=""]
©2012 USA Network.

Sporo czasu poświęcono także Elaine Barrish, która, jak oznajmiła w poprzednich odcinkach, zamierza ubiegać się o prezydencki fotel. Na wyciek tej informacji nie trzeba było długo czekać, miasto zaczyna huczeć od plotek, a obecna sekretarz stanu robi, co może, by stworzyć zasłonę dymną i zyskać odrobinę cennego czasu na przygotowania do swojej kampanii wyborczej. Jej wysiłki niestety spełzają na niczym, bo pozostali gracze nie po raz pierwszy rozgrywają partyjkę politycznych szachów i Elaine nie jest w stanie ukryć swoich planów. Pewnym ratunkiem z tej niekomfortowej sytuacji jest sprawa dotycząca chińskiego okrętu podwodnego, który poszedł na dno u wybrzeży Stanów. Posłużył on za potężny argument w rozmowie z obecnym prezydentem. Sama wymiana zdań przebiegła zresztą w atmosferze nieustającego napięcia i niepewności. Niesamowite, ile twórcom udaje się wykrzesać ze zwykłych dialogów. Jest to zresztą chyba najmocniejsza strona serialu, co jeszcze dobitniej pokazuje rozmowa Elaine z chińskim przedstawicielem, która dodatkowo uświadamia nam, jak małe znaczenie ma ludzkie życie w wielkim świecie polityki.

Będąc przy dialogach nie sposób nie wspomnieć o postaci Margaret, której nie sposób nie lubić. Jej cięte riposty często są niesamowicie zabawne, ale i zarazem bardzo trafne. Jeśli miałbym wskazać bohatera, którego wypowiedzi w przyszłości będą najczęściej cytowane, to byłaby to z pewnością właśnie matka Elaine.

[image-browser playlist="600329" suggest=""]
©2012 USA Network.

Rozwinięty zostaje także wątek Susan, która pracuje nad artykułem swojego życia, a co skutecznie utrudnia jej Georgia. Dziewczyna jest ambitna i najwyraźniej wzięła sobie do serca radę starszej koleżanki po fachu. Bardzo szybko staje się zagrożeniem dla Berg i zmusza ją do pójścia na bardzo niewygodny kompromis. Ciekaw jestem, w jakim kierunku twórcy rozwiną ich burzliwą relację - uczynią z nich wrogów, czy wręcz odwrotnie? Osobiście bardziej atrakcyjna wydaje mi się rywalizacja obu kobiet i wzajemne podkładanie sobie świń, choć ta druga opcja, w kontekście niektórych scen, również jest prawdopodobna.

Wątek T.J.'a odbył się tym razem kosztem stosunków pomiędzy Elaine a jej byłym mężem. Niewiele było scen z udziałem Buda, choć jeśli już się pojawiał, to skutecznie przykuwał do ekranu. Były prezydent zamierza chyba na poważnie zerwać z wizerunkiem kobieciarza, a następnie odzyskać panią Barrish, jednak znając jego naturę ciężko jest wierzyć, że mogłoby mu się to udać. Jakkolwiek Hammond ma problemy z wiernością, tak już nie można zaprzeczyć, że faktycznie, na swój dziwny sposób, kocha Elaine i wspiera ją w każdy możliwy sposób, a on nie jest jej obojętny. Ich zwariowane relacje elektryzują, co być może jest zasługą swoistej chemii, jaka wytworzyła się pomiędzy postaciami odgrywanymi przez Sigourney Weaver i Ciarána Hindsa.

[image-browser playlist="600330" suggest=""]
©2012 USA Network.

"Political Animals" nie zwalnia tempa, a wręcz je podkręca. Świetne dialogi, masa emocjonujących scen, pokaz dobrego aktorstwa i ciekawie rozpisani bohaterowie - taki właśnie jest ten serial. Przyznam się, że nie spodziewałem się po tej produkcji tak wysokiego poziomu i byłem przekonany, że po pierwszym odcinku odpuszczę oglądanie, ale jak widać, srogo się pomyliłem. Recenzję wypadałoby zakończyć jakąś błyskotliwą uwagą, z jakich słynie Margaret Barrish, ale w tym celu, tak jak ona, musiałbym wypić wpierw kilka głębszych, więc po prostu zakończę rekomendacją - oglądać, bo warto.

Ocena: 9/10

To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj