Niedaleka przyszłość. Paul Safranek (Matt Damon) czuje, że mógłby osiągnąć więcej – pracuje w fabryce jako fizjoterapeuta, mieszka z żoną w domu, który odziedziczył po swoich rodzicach, stoi w miejscu i marzy o lepszym życiu.  Przyszło mu żyć w czasach, w których zasoby powoli się wyczerpują, a przyrost naturalny zwiastuje niechybną ekologiczną katastrofę. Jedynym wyjściem jest pomniejszenie całej populacji, która zużywałaby mniejszą ilość energii i produkowała znacznie mniej odpadów. W międzyczasie powstają eksperymentalne wioski, utopie, w których śmiałkowie mogą spędzić resztę życia w luksusach. Dla Paula brzmi to jak spełnienie marzeń. Film science fiction spod ręki mistrza prostych, przyziemnych opowieści brzmi jak swoiste kuriozum. Jednak z drugiej strony melancholia, która dotyka bohaterów Alexandra Payne’a w ostatnich jego filmach może idealnie odnaleźć się w nowym (gatunkowym) świecie, gdzie krytyka społeczna jest ostrzejsza, a czasu na refleksje jakby więcej. I Downsizing tak właśnie się zaczyna – jako typowa utopia, bez klasowego podziału, pełna szczęścia i pozbawiona niebezpieczeństw świata zewnętrznego. Odkrywając za tą fasadą mikroskopijny półświatek, Paul wreszcie poczuje, że jest jedyną osobą, która może cokolwiek zmienić. Zanim jednak zgłębimy zasady rządzące pomniejszonym światem, Payne szybko zmieni kierunek – porzuci wątek nierówności społecznej oraz nieprzewidzianych i nieetycznych użyć nowatorskiej technologii na rzecz ekologicznego horroru. Z pomocą dziwacznego sąsiada, Dusana (Christoph Waltz), jego biznesowego partnera Konrada (Udo Kier) oraz wietnamskiej aktywistki Ngoc Lan Tran (Hong Chau) Paul staje się jednym z pielgrzymów nowego świata, stawiającym czoła zbliżającej się naturalnej katastrofie. To wciąż konflikt znany z twórczości Payne’a, w którym normalny człowiek o normalnym życiu staje przed kosmicznymi moralnymi dylematami – w Pomniejszeniu jednak mało elektryzującymi. Reżyser wybitnej Nebraska przecież swoje Oscary zdobywał właśnie za wybitne scenariusze – ciepłe i zabawne, niepozbawione refleksji na temat otaczającego nas okrutnego świata. W historiach Payne’a to właśnie człowiek jest tym jasnym elementem rzeczywistości – to taka pozytywna odmiana egzystencjalizmu, w którym bohaterowie sami piszą swoje historie. Paul w Pomniejszeniu jest pozbawiony tego przywileju – miotany jest wichrami historii, a jego wybory sprowadzane są do banału. Zabawnego, ale jednak banału. Matt Damon, dobry wujek Hollywood, na szczęście sprawdza się na w tej historii znakomicie. Odgrywany przez niego ambitny, choć odrobinę strachliwy bohater to haczyk łatwy do połknięcia – widzowie pokochają go od razu. Zasila on plejadę poczciwych bohaterów Payne’a, których wady przykrywane są oddaniem i zaangażowaniem nawet w najbardziej beznadziejną sprawę. Towarzyszący mu Christoph Waltz i Hong Chau również sprawują się dobrze, choć ten pierwszy aktor po raz kolejny udowadnia, że jego repertuar ogranicza się do szerokiego uśmiechu i mówienia z akcentem. To bolesny obrazek, zważywszy że mówimy o aktorze, który niegdyś zdobywał Oscara za Oscarem. Na realizację Pomniejszenia Payne czekał ponad 10 lat i wydaje się, że dzisiejsze czasy to wręcz idealny moment, by taki film pokazać. Podejmuje on wątek zbliżającej się ekologicznej katastrofy i nawet znajduje sposób, by jej uniknąć. Ponadto amerykański twórca skupia się na uprzywilejowanej klasie żyjącej w „nowym świecie”, gdzie społeczne zależności rodzą się na nowo. Trudno jednak nie dostrzec, że Pomniejszenie to zaledwie garść arcyciekawych, choć pourywanych pomysłów. To urocze, czasami bardzo mądre i poruszające kino, ale koniec końców – nawiązując do tytułu filmu – to nic wielkiego.
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj