Poradnik zabójców wampirów klubu książki z południa brzmi i wygląda epicko. Autor obiecał, że w powieści rzucił Draculę przeciwko swojej matce. Jak mu to wyszło?
Poradnik Zabójców Wampirów Klubu Książki z Południa to książka, która potrafi się zareklamować. Polska wersja oprócz chwytliwego tytułu ma piękną oprawę graficzną z groteskowymi ilustracjami grozy i ciekawą okładkę. Jak mówi opis, historia opowiada o kurze domowej, fance kryminałów, która zaczyna podejrzewać, że jej nowy i czarujący sąsiad może stać za porwaniami dzieci z okolicy. Rozpoczyna więc prywatne śledztwo, by go dopaść. Autor we wstępie obiecuje, że rzucił Draculę przeciwko swojej matce i nie jest to równa walka. I choć to wszystko zapowiadało ogromną frajdę, im fabuła szła dalej, tym bardziej moje podekscytowanie zaczynało wygasać.
Główna bohaterka, Patricia Campbell, miała ogromny potencjał. Choć wielu męskich autorów nie potrafi napisać postaci kobiecej bez jej przesadnego seksualizowania, Grady Hendrix nie dopuścił się tego błędu. Lubimy naszą przyszłą łowczynię wampirów, ponieważ zależy jej na rodzinie, ma ogromną pasję czytelniczą i jest ciekawa świata. Bardzo łatwo można się z nią utożsamiać, nawet jeśli czytelnikowi daleko jest do zajmującej się domem żony i matki. Ponieważ troska o najbliższych to coś niezwykle uniwersalnego. Poza tym kobieta w przeciwieństwie do otaczających ją sąsiadów zachowała otwartą głowę i jest inteligentną osobą, która widzi poprzez kłamstwa swojego nowego sąsiada, Jamesa Harrisa. Ich relacja aż do połowy historii jest jednym z największych atutów książki, ponieważ prowadzą między sobą trochę psychologiczną grę, czy Patricia domyśla się prawdy. Niestety to - jak i wiele innych rzeczy - zostało zaprzepaszczone, gdy bohaterka trafiła na oddział psychiatryczny.
Problemem jest to, że choć książka obiecuje nam epickie starcie klubu książki z wampirem, właściwie przez większość czasu nikt nie wierzy głównej bohaterce i robią z niej wariatkę. To sprawia, że historia dość szybko przybiera przygnębiający ton. Patricia z charyzmatycznej postaci zamienia się w kogoś, komu głównie możemy współczuć, ponieważ wszyscy, nawet najbliżsi, są przeciwko niej. I długo się to nie zmienia. W dodatku w samym finale właściwie niewiele robi i cała jej rola zostaje sprowadzona do otworzenia nóg przed wampirem. Pewnie, toruje to drogę innym, by go pokonać, jednak jest szalenie niesatysfakcjonujące i te pięćset stron lektury wydaje się niesamowitą stratą czasu. Choć miało to podkreślić siłę kobiecej przyjaźni, to słabo wypada to na tle całej reszty powieści, w której często bohaterki porzucają siebie nawzajem. I na przykład ignorują to, że jedna z nich jest ofiarą przemocy domowej. Zdecydowanie o wiele ciekawiej byłoby zobaczyć na wcześniejszym etapie to, jak ze sobą współpracują, by pokonać o wiele silniejszego przeciwnika.
W dodatku Grady Hendrix zrobił to, czego się obawiałam - musiał w swojej książce zamieścić gwałt, który wydawał się czymś szalenie niepotrzebnym i jedynie wprowadzał w dyskomfort. Naprawdę są inne sposoby na to, by spowodować wstrząs psychiczny u kobiecej bohaterki. A niektórzy pisarze zawsze muszą stosować akurat to rozwiązanie. Nie wspominając o tym, że dzięki temu antagonista przemienił swoją ofiarę w wampira, co nie miało zupełnie sensu. James Harris był przekonany o swojej wyjątkowości, nie miał żadnego interesu w tym, by przekazać swój dar komuś innemu. Do połowy książki jest genialną postacią, ponieważ wie jak manipulować ludźmi - poluje na czarnoskóre dzieci, których los nikogo nie obchodzi, a w swoim otoczeniu stara się nie robić szkód. Jednak z czasem zaczął podejmować nielogiczne decyzje, które całkowicie przekreśliły jego spryt. Chciał Patricię, by lepiej wpasować się w świat, który powoli miał wkroczyć w erę cyfryzacji, a później stwierdził, że zamierza zabić najpierw ją, a później jej dzieci. Co z pewnością rzuciłoby na niego podejrzenia i zrujnowałoby idealną przykrywkę.
Na pochwałę zasługuje sam pomysł na wampira, jaki został przedstawiony w Poradniku zabójców wampirów klubu książki z południa, który zamiast gryźć zębami, ma w gardle specjalny szpon. Widać, że Grady Hendrix popisał się tutaj kreatywnością i choć mamy coś świeżego, to jednocześnie wydaje się to bardzo klasyczne podejście do potwora, niczym ze starych historii grozy. Przez bardzo długi czas James Harris był idealnym przeciwnikiem, ponieważ stanowił prawdziwe zagrożenie, był naprawdę straszny, a jednocześnie tak dobry w kłamstwach, że przy rozmowach z Patricią nawet czytelnik znający prawdę mógł uwierzyć, że jest sympatyczną, nieszukającą kłopotów osobą. Szkoda, że z czasem to się zmieniło i ciężko było zrozumieć, jaki ma właściwie plan. Dość łatwo dał się też pokonać.
W książce pojawia się też temat rasizmu, pokazany od bardzo ciekawej strony. Są to lata 80. i 90. XX wieku w Stanach Zjednoczonych. W teorii żaden z bohaterów nie jest otwarcie rasistą, jednak gdy znikają czarnoskóre dzieci, nikt się nimi nie interesuje, a policja obciąża winą rodziców. Ludzie patrzą na ich biedne dzielnice z dużą dozą ostrożności i spodziewają się po nich najgorszego. Jak mówi jedna z bohaterek, może gdyby ich problemy były opowiedziane przez białoskórą kobietę, żonę lekarza, wtedy dopiero byłyby usłyszane. Nawet James Harris przyznaje, że wszyscy uwierzyli w jego dobre intencje, bo jest biały i bogaty. Choć niektóre recenzje zarzucają autorowi książki rasizm, jego zamiar wydaje mi się wręcz odwrotny. Pokazał problemy czarnoskórej społeczności o wiele bardziej subtelnie, niż gdyby jakaś postać miała ich po prostu obrażać.
Poradnik zabójców wampirów klubu książki z południa to książka, która mimo wszystko może się wielu osobom spodobać. Ma bardzo dokładne, obrzydliwe opisy ataków szczurów, insektów i brudu. Jest kilka momentów, które rzeczywiście mrożą krew w żyłach, a Patricia to sympatyczna bohaterka, z którą chce się sympatyzować. Mimo wszystko spodziewałam się jednak, że ta lektura dostarczy o wiele więcej zabawy, a mniej przytłaczających momentów. A zakończenie ostatecznie zwieńczyło to, że to niezbyt satysfakcjonująca pozycja, która mogła skończyć się o wiele szybciej, a wtedy zasłużyłaby na zdecydowanie wyższą ocenę. Do połowy to wręcz genialna lektura - później poziom spada.