W obszernym opisie Porady na zdrady 2 od dystrybutora można się dowiedzieć, że Franek (Antoni Królikowski) przejął poradnię dla kobiet ze złamanymi sercami po swoim bracie Maćku (Mikołaj Roznerski), którego pamiętamy z pierwszej części. To wywołuje zazdrość w jego dziewczynie Asi (Karolina Chapko), co prowadzi do kryzysu w związku. Wydawać by się mogło, że właśnie na tym wątku skoncentruje się film, ale tak naprawdę służy on tylko po to, aby w jakiś sposób uzasadnić jego tytuł. Niemal zrezygnowano z nietrafionego i kontrowersyjnego w pierwszej części motywu namawiania do zdrady. On się jednak pojawia i nawet przyznano, że jest to działanie nieetyczne. Natomiast jest on tam wciśnięty na siłę, nie bawi, a sam wątek pełni marginalną rolę, tak jak kiepsko grający aktorzy – Antoni Królikowski i Karolina Chapko. Dlaczego tak się stało? Po to, aby nie zniechęcić potencjalnych widzów głównym wątkiem, kręcącym się wokół grupy wsparcia „Mściwój”, którą można kojarzyć z żenującej sceny z pierwszej części. Tymek prowadzi warsztaty z budowania męskości, podczas których jego czterech klientów próbuje odzyskać swoją „samczą moc”, starając się jednocześnie zrozumieć swoje partnerki. Dziwaczne terapie, które serwuje im bohater grany przez Tomasza Karolaka, powinny napędzać komediową stronę tego filmu, ale wywołują tylko westchnienie politowania. Próbowano też w humorystyczny sposób pokazać, z jakimi problemami w związkach mierzą się nieszczęśliwi mężczyźni. Niestety sytuacje nie wzbudzają wesołości, dialogi nie mają w sobie polotu, a do tego cała czwórka aktorów nie potrafi się odnaleźć w swoich rolach. Michał Meyer, którego nawet nie raczono umieścić na plakacie promującym, za bardzo się stara, aby jego wrażliwy bohater tęskniący za karierą muzyczną, rozbawiał na ekranie. Z kolei Rafał Zawierucha wypada groteskowo, grając postać, która zawsze wpada w kłopoty. Ksaweremu Szlenkierowi trafił się najbardziej idiotyczny wątek z żoną, która sprowadziła jakiegoś faceta pod ich dach, pod pozorem pomocy. Aktor nie miał koncepcji, jak odnaleźć w tym choćby szczyptę humoru. A Piotr Gąsowski, choć pasował do roli romansującego z kim popadnie biznesmena, to w żaden sposób nie śmieszył, a wręcz irytował. Tak naprawdę tylko Tomasz Karolak czuł się swobodnie w swojej roli, bawił się nią, dlatego grał przekonująco. Paradoksalnie osoba, która była najgorszą postacią z pierwszej części, teraz ciągnęła ten film do przodu, trzymając ten nonsens i bajzel fabularny, mówiąc brzydko – w kupie.
Foto: Robert Jaworski
Perspektywa nierozgarniętych mężczyzn dominuje w filmie aż tak bardzo, że otrzymujemy okropnie zniekształcony i odpychający obraz kobiet, wiecznie narzekających i wrednych, które w oczach strasznie cierpiących mężów zmieniły się po ślubie. Nie ma to nic wspólnego z cwanymi, rozpustnymi, ale pełnymi energii bohaterkami z pierwszej części. Tutaj każda z nich irytuje i mówiąc potocznie – „bez kija nie podchodź”. Możliwe, że w teatrze występ Julii Kamińskiej byłby naprawdę porywający, ale w filmie nastąpił przerost formy nad treścią, więc nie śmieszyła. Zresztą niektóre sceny przypominają w swojej formie sztukę teatralną, więc aktorzy mieli okazję pokazać, że potrafią grać, nawet dysponując miernym materiałem do pracy. W odróżnieniu od pierwszej części, która miała w sobie lekkość, Porady na zdrady 2 idą bardziej w stronę dramatu postaci, tam szukając humoru, ale bez powodzenia. Film stara się poświęcić więcej czasu na analizę związków damsko-męskich i rzeczywiście pojawiają się tytułowe wskazówki. Ponadto produkcja jest bardziej przyziemna niż poprzednik, choć i tu pojawia się wiele absurdów i ekstremalnie naiwnych rozwiązań fabularnych. W końcu, żeby udobruchać kobietę i zażegnać miłosny kryzys wystarczy kilka miłych słów, prawda? Natomiast wydaje się, że wszystko jest podporządkowane finałowej scenie, którą tak otwarcie reklamuje opis dystrybutora, ale wbrew obietnicy – nie za bardzo zaskakuje. Prawdopodobnie to właśnie od niej Katarzyna Terechowicz rozpoczęła pisanie scenariusza, ale całkowicie zabrakło jej pomysłów na angażujące wątki oraz dobre i błyskotliwe żarty, aby na koniec ta scena wybrzmiała.
Foto: Robert Jaworski
Pozytywną atmosferę poprzedniej części zapewniała modna muzyka, która wprawiała widzów w dobry humor, a do tego nadawała szybkie tempo tej do bólu przewidywalnej komedii. Niestety w Poradach na zdrady 2 tło muzyczne niczym się nie wyróżnia, więc nie wpływa na emocje. Za to posiłkowano się coverami pewnych znanych piosenek – można się domyślać, że w ramach oszczędności, ale przy wykorzystaniu wokalnych talentów aktorów. Należy też odnotować, że tym razem nowa odsłona nie okazała się nachalnym blokiem reklamowym sponsorów filmu. Natomiast zrobił dobrą promocję Muzeum Geologicznemu w Warszawie, gdzie realizowano zdjęcia do dwóch scen. Porady na zdrady 2 to nudna, przewidywalna, męcząca i całkowicie nieśmieszna komedia romantyczna. Aż trudno uwierzyć, że można było stworzyć gorszą produkcję niż mierna pierwsza część. I tak naprawdę na uwagę zasługuje tylko bazująca na wywołaniu szoku w widzach scena z Tomaszem Karolakiem jako drag queen, śpiewającym, i to z dużym powodzeniem, jeden z najbardziej znanych polskich hitów sprzed lat. Wyglądał naprawdę świetnie. Natomiast jest to jedyna w miarę zabawna, poniekąd ciekawa i dość śmiała rzecz, którą zapamiętamy z tej odsłony. I chyba to wyjaśnia i pokazuje pełny obraz tego, jak kiepski był to film.
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj