Poskromienie złośnicy nie wygląda źle na papierze. Choć pomysł na historię jest do bólu sztampowy, to ma potencjał na dobrą komedię romantyczną. Mamy wszystkie elementy, które powinny się tu znaleźć, oraz cel, do którego trzeba dążyć, aby - w klimacie wielu podobnych filmów - przeciwieństwa się przyciągnęły, a bohaterowie zakochali się w sobie. Punkt wyjścia jest więc całkiem poprawny i po nim można byłoby oczekiwać przyjemnego filmu. Tym bardziej szkoda, że pod kątem realizacji nic tu nie działa. Komedia romantyczna to specyficzny gatunek, od którego nie oczekujemy wybitnych kreacji, sensu czy głębokich przemyśleń. Jednak spójność świata przedstawionego i wydarzeń musi zostać zachowana. Niestety, sposób budowania relacji głównych bohaterów jest karygodny. Dostajemy kilka niezręcznych, mało wiarygodnych scen. Między aktorami (Mikołaj Roznerski i Magdalena Lamparska) nie ma żadnej chemii. Ich wzajemne interakcje najczęściej wywołują zażenowanie. Brak w tym pewnej spójnej myśli. Mam wrażenie, że twórcy po prostu odznaczają z listy kluczowe momenty, które mają doprowadzić do wielkiej miłości. Emocje pokazywane głównie przez Kaśkę względem przyszłego lubego pojawiają się znikąd i trudno w nie uwierzyć. Gdy w wątku uczuciowym komedii romantycznej nie ma sensu ani wiarygodności, to znaczy, że coś poszło w złą stronę. Magda Lamparska stara się stworzyć sympatyczną kreację, ale twórcy muszą psuć to dziwnymi zabiegami. Panna wraca ze Stanów Zjednoczonych, więc tego powodu musi nosić czapę, jakby była kowbojką. O Mikołaju Roznerskim można powiedzieć tylko jedno: przynajmniej nie krzyczy, że tylko prawdziwi mężczyźni jedzą Berlinki - jak to miało miejsce w pewnej komedii romantycznej. Do tego sam tytuł wydaje się totalnie nietrafiony. Twórcy sugerują widzom, że Kaśka jako góralka z Zakopanego ma temperament, więc jest tą tytułową złośnicą. To nie jest jednak pokazane na ekranie - jak to miało miejsce między innymi w produkcji Zakochana złośnica z 1999 roku. Tam widzieliśmy przemianę bohaterki zachodzącą pod wpływem uczucia.  Ten film nie jest w ogóle zabawny. Twórcy powinni dodać do niego napisy: "w tym momencie zacznijcie się śmiać". Czujemy, jak żarty są siermiężnie wprowadzane, wręcz wymuszane. Nie ma w tym humoru, naturalności, wyczucia czasu czy jakiegoś pomysłu.  Trzeba jednak przyznać jedno: stworzono kapitalną reklamę polskich gór. Poskromienie złośnicy pokazuje Zakopane i okolice w sposób magiczny. Fantastyczna praca kamery podkreśla epickość krajobrazów, krzycząc do widza: musisz tutaj przyjechać! Do tego nawiązania do kultury  góralskiej wyszły ciekawie i z pomysłem, co dla widza zagranicznego może stanowić ciekawostkę zachęcającą do przyjazdu w te okolice. Polacy oczywiście zdadzą sobie sprawę, że to obraz bajkowy i wyidealizowany, co nie zmienia faktu, że pod kątem promocji regionu i kultury to najlepsze, co Netflix zrealizował w naszym kraju. Na uwagę zasługuje również muzyka ilustracyjna, która mocno zapada w pamięć. Szkoda, że na pochwałę zasługuje jedynie strona wizualna. Poskromienie złośnicy to kiepski film. Nie spełnia podstawowego zadania komedii romantycznych - nie wywołuje żadnych emocji.
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj