Poznajemy naszych bohaterów na studiach, gdy jeszcze się nie znali i nie byli dorosłymi potworami, których polubiliśmy w pierwszej części. Takim sposobem Pixar kreuje Monsters University w stylu studenckich komedii, czerpiąc z ustalonych schematów gatunku pełnymi garściami i dopasowując do tej konwencji historyjki o potworach. Film bynajmniej nie traci przez to na świeżości ani na jakości. W tym wydaniu pewne klisze nabierają nowego wyrazu i bawią jak nigdy dotąd.

Monsters University cierpi na brak naprawdę wyjątkowych i wyrazistych postaci drugoplanowych. W tym miejscu wyróżniają się jedynie koledzy Mike'a i Sully'ego z Obciach Kappa. Grupa outsiderów ma swoje momenty, w których może się wykazać i rozbawić. Brakuje mi jednak w tych postaciach tego "czegoś", czym imponują główni bohaterowie. Czegoś nietypowego, wyjątkowego, co powoduje, że pamiętamy o nich bardzo długo. Zamiast tego twórcy skupiają się w pełni na Mike'u i Sullym, znakomicie rozwijając oba potwory. Ich osobowości nabierają większego wyrazu, a relacja staje się ciekawsza i pełniejsza. Poznajemy dokładnie, jak się poznali, jakie przeżyli przygody i jakie wydarzenia wpłynęły na ich dojrzewanie oraz ukształtowanie światopoglądu. W tych miejscach film błyszczy.

Najnowsza animacja Pixara bryluje także dobrym dubbingiem, którego autorem jest Bartosz Wierzbięta, pamiętany m.in. ze "Shreka". Takim sposobem nie brak słownego humoru na niezły poziomie, popkulturowych nawiązań (komentatorzy brzmią jak Doda i Burneika) czy nawet przemyconych cytatów z klasyki kina. Sporo takich smaczków da się dostrzec po kilkukrotnym obejrzeniu. 

Pixar dba o to, by ich filmy zapewniały świetną rozrywkę tak dzieciom, jak i dorosłym. Ta równowaga jest tutaj umiejętnie zachowywana przez cały film. Nie brak humoru, emocji, wzruszeń, a nawet morału zmuszającego w jakimś stopniu obie grupy do myślenia. Jest on naprawdę klarownie przedstawiony i idealnie pasuje do dzisiejszych czasów. Monsters University uczy, żeby nigdy się nie poddawać, szczerze i mocno do wszystkiego się przykładać, nie oceniać książki po okładce i nigdy nie rezygnować z marzeń. Ważne są wytrwałość, umiejętności i ciężka praca, a nie papierek ze szkoły. 

Monsters University jest doskonałym dowodem na to, jak świetnie można wykorzystać 3D, aby efekt był odczuwalny, ale jednocześnie nie przesadzony i nie odstraszał dzieci zbytnim szaleństwem. Film bryluje w każdym elemencie od efektów przed ekranem, przez głębię, jasność obrazu, na ustawianiu ujęć skończywszy. Żadna scena po seansie nie będzie krzyczeć "spektakularne 3D", ale jednocześnie jest ono przez cały film wykorzystane po prostu perfekcyjnie, zapewniając odpowiednią dawkę efektów i nie przytłaczając całej historii.

Mimo wszystko czegoś w Uniwersytecie potwornym brakuje do pierwszej ligi animacji Pixara. Nie jest tak dobrze, jak w Potworach i spółce, jest mniej śmiechu, ale... tak czy owak wyszedłem z kina ubawiony. Świetna zabawa gwarantowana.

Za umożliwienie uczestnictwa w seansie filmu dziękujemy Multikino.

To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj