Power w 5. odcinku bardzo wyraźnie pokazuje swój problem. Mowa o związku romantycznym Ghosta (Omari Hardwick) i Angie (Lela Loren), który wcale nie jest ciekawy, a twórcy mimo to usilnie brną w niego coraz dalej. Najbardziej razi brak chemii pomiędzy aktorami i mdłe prowadzenie historii. Nie czuć emocji, które mogłyby przekonać widzów, że jest tutaj jakieś uczucie, i zainteresować ich do dalszego śledzenia tej relacji. Trudno kibicować tej parze, gdy jej perypetiom towarzyszy obojętność i nie najlepsze wyjaśnienie pobudek Ghosta. Wiemy, że Angie to jego dawna miłość, a Tasha (Naturi Noughton) jest materialistką, ale czy to wystarczający powód do tego romansu? Brakuje bardzo wyraźnego nakreślenia kłopotów małżeńskich, które mogłyby usprawiedliwić ten ruch Ghosta.
Czytaj także: "Power" z 2. sezonem
Konflikt pomiędzy Tommym (Joseph Sikora) a Ghostem nabiera na sile. Wspólna kolacja po prostu miała zaognić ich stosunki i doprowadzić do kłótni. W końcu nie przypadkiem Ghost zabronił wcześniej Tommy'emu podrywać pracownice klubu, więc takie otwarte sprzeciwianie się jego woli to kolejny krok do jedynego prawdopodobnego rozwiązania. Skoro teraz Tommy wie o romansie Ghosta, wszystko zaczyna nabierać sensu. Prawdopodobnie stanie po stronie Tashy i będzie chciał przejąć interes. Wydaje się to jedynym kierunkiem rozwoju, jaki będzie tutaj obrany. Jeśli w istocie tak się stanie, może wyjść to interesująco, gdy zostanie zrealizowane z odpowiednią dawką emocji.
[video-browser playlist="635520" suggest=""]
Na razie nadal nie wiemy, kim jest tajemnicza panna, która wprowadza w mieście taki zamęt. Skłóca wszystkich przestępców, doprowadzając do coraz groźniejszych sytuacji. Da się odczuć już w tym odcinku, że wojna gangów wisi w powietrzu. Jest to jedyny element Power, który potrafi porządnie zaciekawić i zmusza do zadawania pytań. Egzekucja Ruiza została zrealizowana solidnie i może być gwarancją wrażeń w kolejnych odcinkach.
Power to serial prosty, sztampowy, ale całkiem przyjemny. Konwencja nie jest wymagająca, ale ogląda się go lekko i dobrze. Historia potrafi zaciekawić, a centralny bohater ma tyle charyzmy, że jest w stanie przyciągnąć do ekranu. Wakacyjny guilty pleasure.