Emily Locke działa prężnie w firmie zajmującej się produkowaniem różnej maści gadżetów, mających pomóc mieszkańcom Charm City w przetrwaniu każdego dnia. Wyraźnie widać, że w nowej roli odnajduje się już całkiem nieźle, choć jej podwładni wciąż traktują ją jako zło konieczne. Niezrażona tym Emily, z właściwą sobie dawką optymizmu, próbuje zmotywować ich do bardziej efektywnego działania – a już na pewno szybszego. Aktualnie jej team próbuje zrobić wszystko, aby parasolka anty-gruzowa, chroniąca głowy obywateli miasta zaczęła w ogóle działać. Problemem jest jednak fakt, że rozluźnienie atmosfery w pracy skutkuje opóźnieniami, a opóźnienia rodzą jeszcze większe problemy. Dodatkowo pracownicy Emily, Teddy, Ron oraz Wendy bardziej interesują się grą w Fantastyczną Ligę Superbohaterów, coś na kształt zakładów bukmacherskich, niż pracą. Dziewczyna postanawia więc zaprzyjaźnić się z nimi i podstępem zmusić do uczynienia z anty-gruzowej parasolki przedmiotu używalnego. Odcinek Wayne Dream Team potwierdza, że jeżeli serial w najbliższym czasie nie stanie się choć odrobinkę bardziej zabawny, czeka go marny los. Niby wszystko się zgadza – komediowa konwencja, mniej lub bardziej błyskotliwe dialogi, ale to wszystko zgrzyta i nieszczególnie zachęca widza do dalszego oglądania. No chyba że jest się naprawdę ciekawym, co też pracownicy Emily mogą jeszcze wymyślić. Ewentualnie zobaczyć, jak jeździ ona windą tam i z powrotem, żeby poznać nowych  przyjaciół… Problemem jest też odrobinkę sama Emily – Vanessa Hudgens zrobiła ze swojej bohaterki postać tak pełną werwy, optymizmu i energii działania, że odnosi się wrażenie, że to dziewczę jest przez większość czasu podłączone do prądu. Taka bohaterka stoi trochę na granicy autoparodii, a niejednego widza po prostu zacznie irytować. Jej nieudolne próby zmotywowania pracowników w tym odcinku także nie zachwycają. Odrobinę lepiej wypadają inni bohaterowie, aczkolwiek są mniej, lub bardziej przerysowani i groteskowi. Szef firmy, Van Wayne, to tak irytujący goguś, że można tylko patrzeć na niego z politowaniem. Nie sposób jednak odmówić grającemu go Alanowi Tudykowi talentu – zagranie koszmarnego szefa to też sztuka. W tym odcinku Van próbuje udowodnić, że także potrafi we własnej firmie sam coś zrobić – a już na pewno umie sam sobie zrobić zdjęcie – ale z marnym skutkiem… Moją ulubioną postacią jest jednak zdecydowanie Jackie (Christina Kirk). Jest to oczywiście jak najbardziej kwestia indywidualna i każdy widz spojrzy na taką bohaterkę inaczej, ale ja naprawdę ją polubiłam. Jest zupełnym przeciwieństwem hura-optymizmu Emily i składa się głównie ze złośliwych, sarkastycznych i generalnie nasączonych realistycznymi uwagami o życiu stwierdzeń. Jeżeli dalej oglądać Powerless, to dla niej. Z kolei Teddy, Ron oraz Wendy to zgraja postaci, którym można przypisać co najwyżej kilka cech, a na pewno jest nią niechęć do Emily – choć pod koniec tego odcinka zaczynają się do swojej szefowej powoli przekonywać. Nie zamierzam jeszcze skreślać Powerless, ale jak na komedię jest trochę słabo. Drugi odcinek wywołuje może i kilka razy uśmiech na twarzy, ale nic więcej. Tak naprawdę spodobała mi się tylko czołówka oraz znudzone miny mieszkańców Charm City, na widok swojego, demolowanego przez złoczyńcę, miasta.
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj