Właściwie cała akcja odcinka skupia się na dawno niewidzianym Johnie. Reese postanawia opuścić kraj i czeka na lot do Stambułu, gdy nagle dowiaduje się, że ten został odwołany. Szczęśliwym zbiegiem okoliczności dostaje jednak wolne miejsce w pierwszej klasie, tyle że z przesiadką w Rzymie. Ucieszony, odpoczywający John szybko rozumie, że szczęśliwe zbiegi okoliczności nie istnieją, a we wszystkim maczał palce Harold lub Maszyna.
Na pokładzie znajduje się bowiem więzień i dwóch eskortujących go agentów. Sprawa rozchodzi się o handel narkotykami w Internecie, a na życie programisty czyha kilka gangów, karteli i innych niebezpiecznych organizacji - w tym oczywiście rząd, a dokładniej: dawna jednostka Shaw.
Trzynasty odcinek to wspaniałe wykorzystanie znanych wszystkim klisz i schematów. Agenci w samolocie, więzień, do tego czyhające niebezpieczeństwo. No i samotny Reese, który musi się ze wszystkim uporać. To, jak twórcy szafują znanymi elementami układanki, tworząc z nich trzymającą w napięciu historię, jest niesamowite. Niby wszyscy już to widzieliśmy, ale ogląda się to z ogromną przyjemnością. Dobrze widzieć akcję dziejącą się na niewielkiej przestrzeni, gdzie John niemal bez wsparcia musi pomóc innym ludziom. Pokazuje to jednocześnie wszechmoc Maszyny i fakt, że dla niej nie ma znaczenia, czy Reese chce pracować, czy nie. Trzeba uratować ludzi, więc stosuje podstęp, aby zwabić Johna na pokład odpowiedniego samolotu.
[video-browser playlist="633652" suggest=""]
Oczywiście nie obyło się bez kilku małych błędów. Zabawnie wygląda to, jak John rozprawia się po kolei z przeciwnikami, a wszyscy pasażerowie mają słuchawki na uszach i nic nie widzą ani nie słyszą (oprócz małego dzieciaka). Podobnie rozbrajającą sceną jest zdalne pilotowanie samolotu przez Fincha. Śmieszy nie tyle fakt, że sobie poradził, ile to, że miał pod ręką zestaw do pilotażu. Dobrze jednak, iż miał wpływ na uratowanie samolotu.
Nie najlepiej rozwiązano także sprawę więźnia. Od początku można było się domyślić, że jest kimś więcej niż mówi, a i tożsamość tajemniczego Sfinksa nie była zaskoczeniem. Błędy te jednak nie wpływają bezpośrednio na odbiór odcinka, ponieważ tempo akcji i humor wszystko nadrabiają.
O oczko wyżej ocena skacze też dzięki świetnej rozmowie na końcu. Relacje Fincha i Reese'a nigdy nie należały do najłatwiejszych, ale uśmiech Johna wspominającego o garniturze i reakcja Harolda mówią same za siebie. Tych dwóch jest poniekąd na siebie skazanych, ponieważ łączą ich te same cele.
Twórcy Impersonalnych po raz kolejny raczą widzów doskonałym, przemyślanym odcinkiem, który w dobry sposób kończy motyw odejścia Johna i pozwala wrócić do normalności. Ostatnie epizody były niezwykle emocjonujące, ale świetnie rozwiązane fabularnie. Nic nie działo się za szybko ani za wolno. John potrzebował bodźca, aby powrócić - i go dostał, dzięki czemu jego decyzja o kontynuowaniu misji nie wydaje się wymuszona. Impersonalni potwierdzają klasę.