W czwartym odcinku scenarzyści nadal korzystają z popularnych schematów, ale w końcu widzimy je w nowym, bardziej zabawnym opakowaniu. Terry przechodzi kryzys. Przytłacza ją obecność dwóch facetów w domu, bałagan i brak czasu dla siebie. Postanawia więc się zabawić. "Nie da się nadrobić 10 lat w jedną noc" – mówi jej przyjaciółka. Ale czy na pewno? Z problemami miłosnymi zmaga się Danny. Jego szkolna miłość go nie dostrzega, więc za namową Cannona zaczyna być… macho. Podobno kobiety wolą niegrzecznych facetów, ale Danny nie wie jeszcze, że trudno zmienić się w kogoś innego.

Perypetie bohaterów są tylko pretekstem do zabawnej opowieści o rodzicielstwie i dobrych wyborach. Terry i Danny mają zabawne wpadki w swojej nowej, niecodziennej roli. Nawet Cannon wypada bardziej poważnie. To dobra decyzja twórców - taka zmiana daje serialowi trochę oddechu. Nie myślcie jednak, że James Caan już nie bawi - jego dogryzanie córce czy męskie rady nadal robią swoje.

[video-browser playlist="634427" suggest=""]

Prawdziwa rewolucja następuje dopiero pod koniec odcinka. Cannon w końcu bierze się za trenowanie drużyny, do której może dołączyć… Vanessa, ukochana Danny’ego. To zapowiada sporo ciekawych wydarzeń zarówno w zespole, jak i w życiu prywatnym bohaterów.

Czwarty odcinek dał twórcom Back in the game trochę oddechu; w końcu zaczęli nadawać swojemu serialowi wyjątkowego charakteru. Moim zdaniem od następnego odcinka będzie zależeć dalszy los Terry, Danny’ego i Cannona, ale na razie ekipa zdecydowanie wróciła do gry.

Autor prowadzi bloga Koziolkuj.pl

To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj