Z każdą minutą tej serii Dextera czuć, że jest ona ostatnią. Gwiazdy reżyserują odcinki, a historia zatacza koło i cofa się do źródeł naszego ulubionego seryjnego mordercy. Nie dostajemy jednak tego, czego moglibyśmy oczekiwać, a twórcy uciekają się do uproszczeń, klisz i tanich chwytów jak w poprzednich kilku seriach. Atmosfera na planie musi być zbyt sielska albo zbyt przygnębiająca lub po prostu zbyt wysoka jest presja stworzenia sezonu godnego zakończenia serialu.
Odcinek zaczyna się obiecująco, nagraniem VHS z lat osiemdziesiątych, na którym Harry opowiada o pierwszym miejscu zbrodni doświadczonym przez młodego Dexa. Okazuje się, że Vogel ściśle współpracowała z Morganem Sr. nad stworzeniem Kodeksu i choć sprytnie ukrywa to pod płaszczykiem empatii, traktowała Dextera jako projekt badawczy. Ciekawie zapowiada się wątek psychopaty, który wymusza na niewinnych dokonywania zbrodni. Człowiek staje się narzędziem, przedłużeniem mordercy. Miejmy nadzieję, że ta historia rozwinie się w sposób zaskakujący i nieprzewidywalny, jak za starych, dobrych czasów Trójkowego. Och, jak bardzo bym nie chciał, żeby był to kolejny eksperyment pani doktor. Naiwność widza ma swoje granice i nie warto z nią igrać.
Trzeba pochwalić Jennifer Carpenter za umiejętność wiarygodnego odejścia od tego, co do tej pory reprezentowała sobą Debra Morgan. Czy jesteśmy świadkami narodzin seryjnego mordercy? Jak twierdzi sama bohaterka, zaczyna się dopiero rozkręcać. Czy to kolejny red herring pozostawiony przez twórców, czy nieograniczana Kodeksem Debra całkowicie przejdzie na ciemną stronę mocy i wyląduje na stole brata owinięta w folię? Byłoby to genialne posunięcie, swego rodzaju long con, gdyby w zamyśle scenarzystów było zawiązanie fabuły tego sezonu jako na wskroś przewidywalnej, aby na końcu podążyć w kierunku totalnego zaskoczenia. Może tak będzie, ale z mocnym zakończeniem lub nie, początkowe odcinki i tak cierpią katusze przeciętności.
Naprawdę nie przesadzę, jeśli stwierdzę, że narracja głównego bohatera w Tożsamości szpiega jest o wiele ciekawsza i bardziej umotywowana fabularnie niż nieraz w Dexterze. Czy musimy być prowadzeni za rączkę i czy każdą oczywistość należy dopowiedzieć? To nie jest czepianie się, tylko zwrócenie uwagi na podstawowe scenopisarskie braki i na traktowanie widzów jak półgłówków. Po tym odcinku chyba każdy do końca życia zapamięta, kim do jasnej anielki był El Sapo. Nawet nie będę wałkował tematu uproszczeń fabularnych typu podmiana broni w pomieszczeniu z dowodami. Czy to jest serial Showtime, czy pierwszy lepszy procedural? Bo momentami niestety Dextera ogląda się jak… Revolution.
Finałowy sezon jak na razie rozczarowuje, ale jestem daleko od tego, aby spisywać serial na straty. Podobno twórcy od emisji szóstej serii wiedzą, jak go zakończą. Miejmy więc nadzieję, że ostatnie trzy sezony będziemy wspominać jako dobre wprowadzenie do epickiego zakończenia. Albo to, albo już na zawsze Dexter pozostanie serialem, który tak naprawdę powinien skończyć się po Trójkowym.