Nie da się nie lubić serialowej wersji Matta LeBlanca. Pomimo całej dość burzliwej sytuacji z finału poprzedniego sezonu bohater w ogóle się nie zmienia. Cały czas można w nim dostrzec ten pierwiastek Joeya, który sprawia, że LeBlanc zachowuje się jak duże dziecko. Czasem chce dobrze, ale zawsze robi źle. Świetnie rozegrano scenę z Merkiem, który przyszedł do niego do domu - odpowiednia dawka dość specyficznego humoru i (miejmy nadzieję) zakończenie obecności Merca w serialu. Ta postać nigdy niczego ciekawego nie wnosiła, a jej czas zdecydowanie dobiegł końca, więc oby twórcy wprowadzili w kolejnych odcinkach kogoś nowego i ciekawszego. Jakiekolwiek kontynuowanie wątku Merca byłoby zbyt dużym nadużyciem. LeBlanc swoim zachowaniem, decyzjami i typową głupkowatością tradycyjnie dostarcza nam sporo śmiechu. Humor ponownie stoi na wysokim poziomie, ale jest na tyle specyficzny, że albo się go pokocha, albo znienawidzi.

Carol to postać bardzo dziwaczna, która przez cały drugi sezon stopniowo dojrzewała. Sporą satysfakcję dała scena z finału, w której wyrzuciła Merca z samochodu. Było to zdarzenie przełomowe dla tej postaci. Kolejne motywy z jej chełpieniem się, że zastąpi Merca, i rozpowiadanie wszystkim tej informacji mają w sobie taką dawkę typowej dla tego serialu niedorzeczności, że wielki finał jest tak naprawdę przewidywalny i oczekiwany. W tej branży cierpliwość nie jest cnotą, więc wahanie Carol zostało potraktowane jako słabość. Miejmy nadzieję, że jej nowy szef okaże się postacią ciekawszą niż Merc.

[video-browser playlist="635160" suggest=""]

Udaje się też poprawnie rozwinąć relację Carol z Beverly, która zawsze była strasznie jednostronna. Na początku dostajemy przypomnienie, czym ona jest, i można wysnuć wniosek, że Beverly nie zrywa kontaktu, bo może być to dla niej korzystne. Twórcy jednak delikatnie rozbudowują ten motyw, pierwszy raz wyraźnie zaznaczając zainteresowanie Carol swoją rozmówczynią. Wydaje się to bardziej zaznaczone, niż miało to miejsce w poprzednim sezonie, kiedy ten element dopiero kiełkował wraz z dojrzewaniem bohaterki.

W małżeństwie Lincolnów nadal obecne są spore problemy, które przez większość odcinka mają się ku końcowi. Pogodzili się i zrobiło się tak słodko, że aż przyprawia to o mdłości. Mogliśmy przewidzieć, że to zaledwie cisza przed burzą, która wybucha w cliffhangerze. Finałowa scena wypada nawet zabawnie, a przede wszystkim odpowiednio komplikuje sytuację, budując potencjał na kolejne odcinki.

Episodes to serial dobry, przemyślany, nieźle zagrany i momentami naprawdę zabawny. Prawdziwa przyjemność.

To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj