W ósmej serii Dextera coś "nie gra" od samego początku. O ile jeszcze zarysowanie intrygi z dr Vogel i zabójcą lubującym się w grzebaniu w ludzkich mózgach sprawiały pozytywne wrażenie, tak częściowe zakończenie tego wątku było poniżej moich oczekiwań. Dość niespodziewanie finałowy sezon Dextera sprawia wrażenie nie do końca pasujących do siebie elementów układanki. Scenarzyści w jego pierwszej części zaserwowali głównemu bohaterowi problemy z siostrą oraz skomplikowaną relację z nowo poznaną dr Vogel. Z kolei rozpoczęta przed tygodniem część druga wprowadza do fabuły Hannę McKay, uruchamiając wątek, który widzowie świetnie znają z poprzedniego sezonu. Jednocześnie Dexter staje się mentorem i przewodnikiem dla młodego psychopaty, którego usiłuje wychować w podobny sposób do tego, jak wychował go Harry.

Można mieć wrażenie, że w serialu dzieje się dużo, a Dexter nie ma czasu odetchnąć. Tak naprawdę to tylko iluzja udowadniająca, że scenarzyści wyraźnie nie mieli pomysłu na solidny główny wątek, który ma budować podwaliny pod finałową serię. W siódmym odcinku osoby odpowiadające za scenariusz kolejny raz idą na łatwiznę. Historia powrotu Hanny McKay jest banalna, a główny bohater z łatwością wierzy we wszystkie jej słowa, nie zwracając uwagi na fakt, że jeszcze chwilę wcześniej Hannah postanowiła go otruć. Ostatnie sceny na parkingu pod przystanią sprawiają wrażenie, że widzowie będą świadkami… miłosnego trójkąta pomiędzy Dexterem, Hanną i Debrą z morderczym twistem na końcu. Zazdrosny wzrok siostry Dextera mógł przerazić każdego. Pytanie, kto z tej trójki będzie najsprytniejszy i przetrwa najdłużej?

[video-browser playlist="635622" suggest=""]

Uproszczeń fabularnych w siódmym odcinku było więcej. W oczy najbardziej rzucił się ogromny zbieg okoliczności związany z klubem Red Coral należącym do ojca Zacha, w którym to głównemu bohaterowi udało się namierzyć Hannah. Zupełnie nieoczekiwanie powrócił też zapomniany Harry, którego obecność w serialu w poprzednich odcinkach mogła mieć znacznie większe uzasadnienie (choćby przez bezpośredni związek z Vogel). Pukający do drzwi mieszkania Dextera Zach i Cassie informująca młodego psychopatę, że Morgana nie ma w domu, była zbyt dużą i zbyt łatwą do dostrzeżenia wskazówką związaną z tym, jak odcinek "Dress Code" się zakończy. Wypada tylko żałować, że bohaterka grana przez Bethany Joy Lenz nie miała prawie żadnego wpływu na główny wątek, a śmierć Cassie nieszczególnie wstrząsnęła głównym bohaterem.

Skoro już tak bardzo scenarzyści Dextera starają się skupić w finałowym sezonie na głównym bohaterze, to po co zapychają odcinki wątkami pobocznymi, które nie mają najmniejszego wpływu na fabułę? Historia Masuki i jego córki sama w sobie jest dosyć zabawna, ale mam wrażenie, że w tym odcinku posłużyła tylko po to, by pokazać kilka kobiecych piersi. Podobnie było wcześniej z siostrą Batisty i uchwyceniem kilku scen seksu z Quinnem. W poprzednich sezonach to, co działo się na posterunku policji w Miami, gdzie pracowali bohaterowie, miało wyraźne uzasadnienie fabularne, którego teraz bardzo brakuje.

Przez ostatnie siedem lat broniłem Dextera, nawet gdy niektóre sezony okazywały się słabsze. Trudno jednak znaleźć wytłumaczenie tak przeciętnego poziomu finałowej serii. To właśnie w niej scenarzyści powinni wycisnąć z serialu maksimum i zapewnić widzom emocjonującą oraz pełną wrażeń przygodę. Tymczasem od kilku tygodni produkcja Showtime utrzymuje się w rejonach przeciętności. Nie zaskakuje, nie zadziwia spektakularnymi zwrotami akcji. Nic nie wskazuje na to, by w kolejnych tygodniach miało się do zmienić, a na wyemitowanie czeka jeszcze tylko pięć odcinków.

To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj