Neil Cross, twórca i scenarzysta serialu Luther, to także pisarz książek kryminalnych i horrorów. Stworzył on postać cenionego, ale wybuchowego inspektora policji, który nie cofnie się przed niczym, by złapać przestępcę,. John Luther został ciepło przyjęty przez widzów oraz krytyków (m.in. Złoty Glob dla Idrisa Elby za tytułową rolę). W czasie oczekiwania na trzeci sezon, w Polsce ma premierę książka Neila Crossa, Luther. Odcinek zero, który jest swoistym prequelem serialu. Czy dorównuje poziomem produkcji BBC?

W powieści mroczny inspektor musi rozwiązać zagadkę brutalnej śmierci Lambertów. Na dodatek Sara Lambert była w ciąży, ale jej dziecko zostało wycięte z brzucha i prawdopodobnie jest w rękach mordercy. Zaczyna się wyścig z czasem, by znaleźć dziecko, złapać mordercę i dzięki temu ocalić jeszcze więcej istnień. John Luther jednak jeszcze nie wie, jak wiele to śledztwo będzie go kosztować.

Neil Cross bardzo sztampowo zaczyna swoją książkę – oto mamy morderstwo. Bardzo brutalne morderstwo. Na miejsce zbrodni przyjeżdża John Luther – wysoki, czarnoskóry policjant, który, by wymierzyć sprawiedliwość, jest skłonny przekroczyć wiele granic. Ale Luther ma też inne problemy – żonę, która chce od niego odejść; kolegę z pracy, który ma problemy z rzezimieszkami i ciągle wiszący nad głową Wydział Skarg, który czeka na jego potknięcie. Bohater ma problemy ze snem. Ma także trudności z panowaniem nad temperamentem – łatwo się denerwuje i wybucha w najmniej oczekiwanych momentach. Swoista bomba zegarowa, tyle że z rozregulowanym licznikiem.

Zagadka, przed którą staje Luther, wydaje się go przerastać. Nieraz prosi o wyłączenie ze śledztwa (głównie z uwagi na swoją żonę, ale niektóre wydarzenia wyraźnie go dobijają), lecz jego szefowa nie może na to pozwolić. Przez to policjant brnie coraz bardziej na dno, by wreszcie być w stanie zrobić wszystko, aby tylko złapać mordercę – zastrasza i nawet torturuje świadków, podpala samochody i nie udziela pomocy poszkodowanym. Za każdą z tych czynności spokojnie mógłby wylądować za kratkami. Trudno jednak nie sympatyzować z Lutherem – to się tyczy przede wszystkim fanów serialu, którzy przecież znają Johna od podszewki.

Niełatwo jednak stwierdzić, czy powieść pogłębia jego postać. Na pewno poznajemy wiele faktów, które w serialu nie zostały ukazane, dzięki czemu wydaje nam się, że znamy bohatera lepiej. Ale ci, którzy spotykają się z Lutherem po raz pierwszy na kartach książki, mogą być nieusatysfakcjonowani zbudowaniem bohaterów, bowiem nie znając pierwowzorów z ekranu, postaci są dość płaskie i słabo nakreślone. Dla fanów serialu sytuacja wygląda zupełnie inaczej – znamy historię małżeństwa Johna i Zoe, dowiadujemy się wreszcie o śledztwie, którego wynik obserwujemy później w serialu. Dzięki Luther. Odcinek zero wiemy, dlaczego bohater zrobił to, co zrobił w pierwszych minutach pierwszego odcinka.

Cross ma naprawdę interesujący styl. Nie stara się pisać długich, wyszukanych zdań. Jest wręcz przeciwnie – mamy krótkie sformułowania, często same akapity ograniczają się do dwóch-trzech słów. Do tego dochodzi bardzo surowa narracja, nienacechowana żadnymi zbędnymi opisami. Jeśli mamy zmasakrowane zwłoki leżące na ziemi, to tak właśnie jest – bez koloryzowania. Również dialogi są krótkie, można powiedzieć, że filmowe (lub serialowe) - bez zbędnych monologów, prawd życiowych, raczej proste zdania, które normalny człowiek wypowiedziałby w normalnych okolicznościach. Autor również odpowiednio buduje atmosferę Londynu – miasta, które żyje, ale również pełnego tajemnic. Może to nie jest Larsson czy Persson, którzy budowali Sztokholm na kartach swoich powieści z genialnym wyczuciem, jednak powieść Crossa również potrafi wciągnąć bez reszty.

Mógłbym przyczepić się jedynie do dwóch rzeczy. Po pierwsze, nie podoba mi się trochę to, że w powieści każdy bohater jest mroczny, zepsuty. John, jego żona, koledzy z pracy, osoby biorące udział w śledztwie – każda z nich ma jakąś rysę na osobowości i z czasem zaczyna to drażnić. Cross nie tworzy świata czarno-białego. Tutaj każdy jawi się w odcieniach szarości. Mój drugi zarzut, trochę na doczepkę, dotyczy faktu, że funkcjonariusz z Wydziału Skarg Martin Schenk przedstawia się głównemu bohaterowi, jednak w serialu wygląda na to, że poznają się dopiero w połowie pierwszego sezonu – ot, błąd we wspólnej osi fabularnej książki i serialu.

Tak czy inaczej, Luther. Odcinek zero to naprawdę dobry kryminał. Brak tu może nagłych zwrotów akcji, ale surowy i często lakoniczny w opisie styl buduje atmosferę grozy, zła czającego się za każdym rogiem. Inspektor John Luther to postać mająca ogromny potencjał i Neil Cross naprawdę potrafi z niej korzystać, nawet jeśli nie ma Idrisa Elby przy sobie. Dla zwykłych czytelników – książka warta uwagi; dla fanów serialu – pozycja obowiązkowa.

To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj