W ósmym epizodzie kontynuowane są wydarzenia z wcześniejszego. Nolan wraz ze swoim czarnoskórym podwładnym wyrusza w teren, aby zbadać wrak, który prawie zniszczył Defiance. Na miejscu okazuje się, że w rozbitym votańskim statku (wciąż działającym, ale mniejsza o to) znajduje się nie tylko cała masa ziemskich przedmiotów, ale również zahibernowany, rzekomo nieżyjący od trzydziestu lat, słynny astronauta. W jego rolę wciela się Brian J. Smith (Stargate Universe).

Wątek cudownego znalezienia Gordona McClintocka zdominował odcinek i wyszedł całkiem nieźle. Astronautę po zbadaniu ulokowano u  Rafe’a, ponieważ jego posiadłość wygląda jak te z początku XXI wieku. Od razu widać, że McCawley czuje pewną więź z młodym bohaterem poprzedniej epoki, który w pewien sposób przypomina mu zmarłego syna, Luke’a. Po raz kolejny widzimy, że górnika stać na ojcowskie uczucia mimo szorstkiej powłoki surowości, którą ciągle się otacza. Pokazano również sielską stronę Defiance – lekką popijawę, luźne rozmówki, a nawet pokuszono się o delikatne zakpienie ze "Zmierzchu" i tego, kto jest odbiorcą tej produkcji. Przyjemne sceny.

Fakt, że Gordon jest nieświadomym niczego "przerobionym" Indogenem z pamięcią "oryginału", zaprogramowanym do zabijania, wnosi do serialu niemały twist – Votanie wcale nie przybyli z pokojowymi zamiarami, a to zmienia wszystko. W końcu wiadomo również, co na sumieniu ma doktor Yewll, którą o niecne występki można było podejrzewać już od jakiegoś czasu. Niestety nie znamy na razie jej dokładnej roli w tym wszystkim, ale fabuła wreszcie posuwa się wyraźnie do przodu.

[video-browser playlist="635694" suggest=""]

Sam tytuł nabiera przy okazji głębszego znaczenia. Nie chodzi już tylko o "przespanie" kilku dziesięcioleci i zastanie zupełnie innego świata, ale także o brak wyraźnego przynależenia do którejkolwiek ze stron – Gordon nie jest ani w pełni człowiekiem, ani pełnoprawnym Indogenem. Podobny problem zaznaczono również w krótkiej rozmowie Nolana z Irisą, która cały czas czuła się obco, a śmierć Sukara sprawiła dodatkowo, że Irathianka straciła swego rodzaju łącznika z otoczeniem. Nietrudno było zauważyć, że ta uwaga mocno dotknęła stróża prawa, który przecież zawsze traktował ją jak własną córkę.

Końcowe sceny z Rafem i Gordonem wypadły bardzo emocjonalnie. Stary McCawley, którego życie potraktowało niezbyt łagodnie, perfekcyjnie "sprzedał" swoje poglądy na świat w celu uspokojenia duszy rozmówcy. Czas dany w tym odcinku Grahamowi Greene’owi na pewno nie został zmarnowany.

Krótko poruszono również dwie inne kwestie. Po swego rodzaju rozklejeniu się Stahmy w poprzednim epizodzie, tym razem ponownie widzimy jej znaną nam dobrze, przebiegłą stronę. Castithiance podobają się wizyty w NeedWant, ale szybko zdaje sobie sprawę z tego, że wymagają one rozważniejszego podejścia, aby Datak nie wyczuł spisku, co owocuje zwróceniem uwagi Kenyi na jej zbyt emocjonalne zachowanie.

[image-browser playlist="589446" suggest=""]
©2013 Syfy

Connor, przewijający się tu i ówdzie przez cały odcinek, zdradził ostatecznie, że Republika Ziemi planuje za wszelką cenę pozbyć się Samanthy i zastąpić ją kimś bardziej "uległym", aby dobrać się do zasobów naturalnych miasta. Pani burmistrz oczywiście nie zważa na ostrzeżenia i odrzuca ofertę ochrony, czyżby więc szykował się poważniejszy konflikt?

Na odpowiedź przyjdzie nam jeszcze poczekać, ale mam nadzieję, że niezbyt długo. Twórcy Defiance w końcu popchnęli intrygujące wątki do przodu i szkoda byłoby znowu zwolnić. Przed nami już tylko cztery odcinki, oby więc motyw epidemii nie okazał się tylko zupełnie niepotrzebnym zapychaczem.

To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj