Jeśli oglądaliście najnowszy odcinek, to czy trzeba coś dodawać? Pozostawieni to czysta perfekcja, pełna obłędnych momentów i zagrana w znakomity sposób, a ten epizod, z tym bohaterem i TYM zakończeniem tylko podniósł poprzeczkę. Panowie Lindelof i Perrotta - czapki z głów!
To zaskakujące, że TAKI odcinek nie został skomponowany przez duet Lindelof-Perrotta.
The Leftovers bowiem są w najlepszej formie w tym roku. Można się było tego oczywiście spodziewać – nowy świat, nowi bohaterowie, zupełnie inny klimat – to wymagało od widza pewnego rodzaju dostosowania się na odpowiednie fale. I tak to narastało, kolejne warstwy nakładały się na siebie, niespecjalnie popychając fabułę do przodu, ale za to jaki tworząc klimat! Aż wróciliśmy do Kevina, który był niejako spoiwem wydarzeń w pierwszym sezonie, a teraz żyje sobie w swoim własnym makrokosmosie - i właśnie się z niego uwolnił.
Zapowiadając odcinek, Tom Perrotta powiedział: „To ten, w którym przeskoczyliśmy rekina”. No cóż, na papierze z pewnością wyglądałoby to niewiarygodnie i, co istotne, nie do przyjęcia przez trzeźwo myślących widzów (oraz twórców).
Pozostawieni zawsze balansowali na granicy mistycyzmu z realizmem, najczęściej skłaniając się ku tej drugiej opcji. Paradoksalnie oczywiście, w końcu oglądamy świat, w którym bez żadnego wytłumaczenia zniknęło 2 procent ludzkości. Zawsze jednak pozostawał gdzieś ten pierwiastek niepewności. Za to w A
Most Powerful Adversary nie dość, że dostajemy odpowiedzi, na które tak długo czekaliśmy, to w bezceremonialny sposób rozprawiamy się z tą surrealistyczną warstwą. Nie mówiąc już o potężnym cliffhangerze, chyba najmocniejszym, jaki do tej pory widzieliśmy w serialu.
No url
Jeśli poprzedni odcinek w ostatniej scenie był
Justin Theroux Show, to nie wiem, jak nazwać najnowszy. To kolejny popis Justina, który w każdej chwili jest po prostu doskonały. Towarzysząca mu w praktycznie każdej scenie Ann Down jest równie znakomita, nie ma jednak takich okazji do popisów jak aktor grający główną rolę. Kolejne epizody skupiające się na konkretnych postaciach w świetny sposób pogłębiają każdego bohatera. Nie otrzymalibyśmy takiej charakterystyki za pomocą zwykłej konstrukcji odcinka. A gdy Jill pyta się Kevina po piekielnie traumatycznym dniu, czy udaje, to wiemy, jak tragiczną jest on postacią, która nie potrafi sobie poradzić dosłownie z niczym. Nie może ogarnąć swojego rozumu (znów Pixies, oczywiście), a co dopiero rodziny czy sprawy zniknięcia dziewczyn w Jarden. Tym ciekawiej ogląda się bohaterów krążących wokół niego i którzy przez niego cierpią. To nie jest do końca jego wina, choć trudno to wytłumaczyć. A nikt mu nie wierzy – ani Jill, ani Nora, ani tym bardziej John Murphy.
Zresztą czy po takim zakończeniu odcinka cokolwiek z tego będzie istotne? Jestem praktycznie pewien tego, jak sytuacja się rozwinie, nie wyobrażam sobie innego scenariusza. Ale co, jeżeli twist, który zaserwowali nam twórcy, będzie nieść za sobą o wiele potężniejsze konsekwencje, niż się spodziewamy? Nawet nie chcę niczego wyrokować, a jedynie czerpać przyjemność z tego, co mogę oglądać co tydzień. Te odcinki, bardzo osobiste, z dala od głównej fabuły, to coś absolutnie fenomenalnego. Gdy wydaje nam się, że odcinek Matta jest znakomity, dostajemy ten o Norze. Gdy jesteśmy pewni, że nic nie może go przebić, dostajemy napakowany odpowiedziami, genialnie zagrany odcinek, po którym nie musimy nic więcej oglądać – bo
The Leftovers to dzieło spełnione w każdym calu. Tu nie ma wad, przestojów i fabularnych dołów. Pierwszy sezon był zamkniętą, doskonałą całością. Teraz (jak rok temu) nie wyobrażam sobie, że w ciągu następnych trzech odcinków wszystkie wątki mogłyby być domknięte. Ale czy mogę być czegokolwiek pewien podczas oglądania serialu Lindelofa? Raczej nie.
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
⇓
⇓
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h