Większość szanujących się wielbicieli kina zarzuca takim filmom banalność, nudę, brak realności, a mimo to coś sprawia, że sięgamy po takie filmy… Gdzie tkwi owo magiczne przyciąganie?

Cała siła tych romantycznych produkcji leży właśnie w owej bajkowości. Każdy z nas ma czasem gorsze dni, tak zwane dołki i niezależnie od płci oraz wieku chciałby obejrzeć coś, co sprawi, że się uśmiechnie, poczuje lepiej i znów uwierzy w happy endy. W takich chwilach rzadko kiedy sięgamy po dramaty, melodramaty lub filmy wojenne, chyba że chcemy osiągnąć przysłowiowe katharsis, dla niektórych to też sposób na radzenie sobie z chandrą. Mnie z dziennikarskiego obowiązku przypadło obejrzenie filmu pt. "Pożyczony narzeczony".

[image-browser playlist="606519" suggest=""]

Niestety nie należę do wielbicielek gatunku, więc perspektywa obejrzenia kolejnej różowej komedyjki niezbyt mnie ucieszyła i jak to mam w zwyczaju, wystawiłam swoje krytyczne, jadowite kolce na zapas.

Fabułę filmu można streścić w zaledwie kilku zdaniach. Bohaterkami są dwie kobiety, które przyjaźnią się od dzieciństwa. Obie stają wobec niezwykle ważnych wydarzeń swojego życia. Rachel (Ginnifer Goodwin) kończy 30 lat i to właśnie jej impreza urodzinowa jest otwarciem filmu. Natomiast jej najlepsza przyjaciółka Darcy (Kate Hudson) ma niebawem wyjść za mąż za Dextera. Przyszła panna młoda zorganizowała szaloną imprezę i wszyscy dobrze się bawią poza główną zainteresowaną, czyli solenizantką. Na tle rozrywkowej, hałaśliwej Darcy Rachel wypada bardzo blado i niepozornie. Wszyscy bawią się, piją itd. Bardzo szybko widzom zostaje zasygnalizowane, że tytułowego narzeczonego i Rachel coś w przeszłości łączyło. Retrospekcje, które za pośrednictwem 30-letniej pani prawnik serwuje nam reżyser, są naprawdę urokliwe. Nikt już nie ma wątpliwości, że była bardzo zakochana w Dexterze. Na skutek zbiegu okoliczności oboje znajdują się w taksówce, gdzie kobieta pod wpływem alkoholu znajduje w sobie odwagę, żeby wyznać mężczyźnie, co do niego czuła, gdy razem studiowali. Następuje pierwszy namiętny pocałunek, a potem oboje budzą się w łóżku Rachel. No i od tego momentu zaczynają się problemy. On kocha ją, ona kocha jego, oboje nie chcą zranić Darcy, gdzieś w środku przewija się przyjaciel z dzieciństwa obu kobiet oraz macho z mentalnością jaskiniowca.

Myślę, że jeśli chodzi o komedie romantyczne, to rozważania nad treścią są stratą czasu, gdyż jedna historia jest szalenie podobna do drugiej. Jednakże jestem daleka od wkładania ich do jednego worka, bo każda historia jest opowiedziana inaczej. I właśnie nad sposobem przedstawienia nam bajki z morałem „miłość zawsze wygrywa” chciałabym się skupić w tej recenzji.

[image-browser playlist="606520" suggest=""]

Rachel przyjaźniła się z Darcy od zawsze, jednakże trudno oprzeć się wrażeniu, że żyła w jej cieniu. Sama konstrukcja tego związku zasługuje na uwagę. Kate Hudson fenomenalnie grała pustą, głupią blondynkę, która myśli chyba wyłącznie dolnymi partiami ciała. Przez moment byłam gotowa przypisać jej najgorsze cechy łącznie z wybijaniem się jak na trampolinie na mądrzejszej acz bardziej zakompleksionej przyjaciółce. Jednakże reżyser i sama aktorka nadali tej postaci takie cechy i pewnego rodzaju urok osobisty, że widz nie potrafi wzbudzić w sobie do niej antypatii, a co najwyżej zniecierpliwienie, gdyż przy tej postaci ręce po prostu opadają. Nie snuje intryg, nie knuje, nie rzuca przyjaciółce kłód pod nogi, gdyż ona sama robi to doskonale.

Rachel miota się między przyjaciółką a uczuciem do Dextera. Trzeba jednak przyznać, że robi to z dużym wdziękiem i całkiem wiarygodnie. Nie wydaje mi się, żeby ktoś z nas chciał ranić swoich przyjaciół albo zrezygnować z prawdziwej miłości, która przecież każdemu z nas się należy. Dramatyzm tej całej sytuacji był podkreślany przez fakt, że Rachel, co w sumie naturalne, zawsze chciała mieć przyjaciółkę przy sobie. Zaproszenia na wspólne weekendy nad morzem były, jak nie trudno się domyśleć, męką dla Rachel. Nie mogę odmówić sobie radosnej egzaltacji i napiszę jakże piękne zdanie: jej wielkie sarnie oczy wypełniały się łzami ilekroć widziała Dextera i Darcy razem.

Rozterki, dramaty, romantyczne momenty spokojnie szły swoimi ścieżkami, nad tym zdecydowanie nie będę się dłużej rozwodzić.

Chciałabym poświęcić trochę miejsca tak zwanemu bohaterowi drugiego planu, którym był powieściopisarz i przyjaciel obu - Ethan. Właśnie ten facet wydaje się być jedynym przytomnym w tym całym wesołym towarzystwie. Nie tylko daje naszej bohaterce naprawdę dobre i życzliwe rady, to jeszcze serwuje nam świetne, bardzo cięte teksty. John Krasiński jest naprawdę bardzo dobrym aktorem i potrafił stworzyć naprawdę ciekawszą postać niż osoba wspominanego już Dextera. Poza tym rozczulił mnie pewien zbieg okoliczności, mianowicie to, że aktor o takim nazwisku grał powieściopisarza. Niestety akurat to będą potrafili docenić zapewne wyłącznie Polacy. Tak na marginesie, dokonałam małego researchu i ojciec Johna Krasińskiego jest z pochodzenia Polakiem.

A sam Dexter? No cóż, mimo iż jest bardzo przystojny i kochają go dwie piękne kobiety, to jest bardzo mdły. Brakuje mu ikry, brakuje odwagi. W zasadzie nie jest w stanie zrobić nic, żeby zawalczyć o tę miłość. Trudno oprzeć się wrażeniu, że zwodzi Rachel, czekając na dalszy rozwój wypadków. Ot, czeka , kto mu wpadnie w ręce. Oczywiście miejscami dla podkreślenia dramatyzmu zdarzają mu się momenty rozterek i bycia szlachetnym, ale tylko czasami. Zdecydowanie powinien uczyć się od Ethana.

[image-browser playlist="606521" suggest=""]

Co do zakończenia… Wszystko przebiegło tak, jak się spodziewałam. Nagle pojawiła się burza, która popchnęła Rachel w objęcia Dextera, a nawałnica zmyła z nich wyrzuty sumienia. Kurtyna, żyli długo i szczęśliwie. Jednak zakończenie jest bez większych fajerwerków, bardzo spokojne. Dużym plusem jest pewne niedomówienie w kwestii dalszych losów Darcy. Trudno oprzeć się wrażeniu, że nie do końca będzie szczęśliwa. Poza tym, ja osobiście jestem niepocieszona, że nikt nie zadbał o drogiego pisarza.

Film miał naprawdę parę mocnych punktów, które będą bronić go przed rutyną gatunku. Gdzieś w tej romantycznej otoczce zostało przemyconych kilka naprawdę istotnych treści, jak chociażby to, że gdy będziemy się bać, nie będziemy szczęśliwi. Pamiętajmy, że mimo wszystko życie nie jest filmem i nie zawsze wszystko dobrze się kończy… Zatem, jeśli kogoś kochasz, powiedz mu to, nie bój się, a może na podstawie waszej historii ktoś nakręci kiedyś film?

To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj