Istotnym wątkiem odcinka jest poruszenie tematyki orientacji seksualnej matek w kontekście głośnych małżeństw homoseksualnych. Twórcy pokazują dość poważną i często omawianą ostatnio w mediach kwestię w bardzo obiektywny sposób podczas rozmowy Fosterów z byłą Leny. Nikt tutaj ze strony scenarzystów nie staje po jednej ze stron. Mamy rozsądne argumenty tak naprawdę dotyczące każdej orientacji seksualnej, która nie wierzy w instytucję małżeństwa. Taki właśnie do tej pory był związek Leny i Stef. Jednak teraz wychodzi na jaw prawda, że Lena chciałaby przeżyć ślub. Tę symboliczną ceremonię, która oznacza dla wielu osób tak wiele. Twórcy zadają pośrednio pytanie, dlaczego mamy odmawiać tym ludziom przeżycia takiego dnia, skoro w ich związku jest miłość? Z drugiej strony wyraźnie pokazują, że nie jest to tak naprawdę potrzebne do szczęścia.
Ta rozmowa ukazuje zwyczajne osoby, które potrafią wiarygodnie i prawdziwie omawiać poważny temat. Nikt tutaj nie sili się na kontrowersje czy na stawanie po którejś ze strony, a kompletnie już brak agitacji tego, że jest to konieczne i potrzebne. Odnoszę momentami wrażenie, że twórcy pośrednio piętnują organizacje homoseksualne, które w sposób gwałtowny i często sprzeczny z ideami społeczności walczą o coś dla rozgłosu.
[video-browser playlist="635658" suggest=""]
Historia Liama jest tym razem zaledwie tłem. Aż dziwne, że nie pokuszono się od razu o rozwinięcie wątku i pokazanie działania przeciwko chłopakowi. Zamiast tego scenarzyści poszli w inną stronę, skupiając się na romantycznych relacjach bohaterów. Callie w sympatyczny sposób godzi się z Wyattem, a Brandon idzie na koncert ze swoją byłą, ale w tym miejscu kończy się to zgodnie z przewidywaniami. Wiemy, że Brandon coś czuje do Callie i nie w głowie mu inna panna.
Najważniejszym wątkiem jest relacja Jesusa i Mariany z Aną, ich biologiczną matką. Zdecydowano się na pokazanie nam slumsów, mieszkania uzależnionej od ciężkich narkotyków kobiety, która w sposób perfidny chce wykorzystać własne dzieci. Udaje się uniknąć niepotrzebnej przesady w ukazaniu mrocznej sytuacji, a zarazem jest w tym odpowiednia doza realizmu, mogąca uzmysłowić młodemu widzowi, że życie nie jest usłane różami.
The Fosters kompletnie zaskakuje w ostatniej scenie. Cliffhanger jest niezwykle mocny i niepodobny do serialu familijnego. Ukazanie domu i huków strzałów z oddalającej się kamery to świetny pomysł. Zero muzyki, zupełna cisza i ogromne emocje. Czegoś takiego po tym serialu się nie spodziewałem.