Główny bohater, Frank Agnew, zostaje przydzielony do śledztwa w sprawie śmierci Brendana McCanna, który, jak wiadomo, został zabity m.in. przez Franka. Sprawa się komplikuje, gdy okazuje się, że Brendan był na celowniku wydziału wewnętrznego. Bohater podejrzewa, że jego wspólnik w zbrodni, detektyw Joe Geddes (w tej roli Lennie James), specjalnie pozbył się partnera, by pozostać czystym, gdy śledztwo przeciwko nim nabierze wyraźnych kształtów. Motyw, by popełnić samobójstwo, wydaje się wiarygodny, jednak agent wydziału wewnętrznego Simon Boyd nie dopuszcza takiej możliwości. Ostatecznie, po przeprowadzeniu sekcji zwłok i porównaniu wody w płucach do wody w jeziorze, okazuje się, że Brendan rzeczywiście utonął, ale na pewno nie w samochodzie. Oczywiste staje się więc, że popełniono morderstwo.

Poza historią detektywów Agnew i Geddesa w serialu przewija się także wątek organizacji przestępczych w Detriot. Jego centralną postacią jest początkujący gangster Damon Callis, który wydaje się nieźle prosperować. Śmierć McCanna psuje trochę jego bliżej nieokreślone plany, jednak młody mężczyzna zdaje się być pomysłową i ostrożną osobą, przez co zyskuje szacunek widzów (szczególnie tych przyzwyczajonych do ról aktora Jamesa Ransona w The Wire i "Generation Kill"). Wątek ten obfituje w ciekawe postaci. W drugim odcinku pojawia się intrygujący wielebny Lowdown, który wydaje się być narkotykową szychą w Detroit. Podejrzewam, że ta postać jeszcze nas zaskoczy.

W serialu oczywiście najciekawsze są pojedynki między głównymi bohaterami. I to niekoniecznie słowne, ale te w momentach, kiedy postacie patrzą sobie prosto w oczy. Świdrujący wzrok Stronga oraz zimne spojrzenie Jamesa budują bardzo interesujący związek, który w ciągu zaledwie kilkunastu minut zmienił się z pełnej współpracy do kompletnego braku zaufania. Z każdą minutą wychodzą na jaw kolejne kłamstwa, a dwaj koledzy po fachu nie mogą się znieść nawzajem. Muszą jednak współpracować, by nie dać się zamknąć w więzieniu. Największym wrogiem obojga bohaterów jest oczywiście Simon Boyd. Twórcy wyśmienicie tworzą każdą scenę z jego udziałem, pokazując jego twarz w każdym momencie, gdy bohaterowie są w potrzasku i muszą wymyślać nowe kłamstwa. To powoduje, że widz zadaje sobie pytanie, czy Boyd się czegoś nie domyśla. A może wszystko już wie i zbiera dowody? To poczucie zagrożenia będzie nam towarzyszyć pewnie przez cały czas.

[video-browser playlist="635542" suggest=""]

Jak można było przeczytać w recenzji pierwszego odcinka, w Low Winter Sun nawiązania do znanych seriali są praktycznie jednoznaczne. Czy to śledztwo podobne do tego z The Shield, czy to panorama miasta i jego kryminalnego wymiaru jak w The Wire. Ja bym dodał do tego jeszcze skojarzenie czołówki do intro z Rodziny Soprano – niektóre ujęcia ulic są wręcz skopiowane z produkcji HBO, a i sam bohater pokazany jest w niej równie tajemniczo.

Low Winter Sun intryguje i zachęca, by czekać na kolejne odcinki. Tym bardziej, że jeszcze wiele kart nie zostało odkrytych, a i każdy z bohaterów czeka na swoje pięć minut. Póki co nowa produkcja AMC to solidna pozycja z ogromnym potencjałem. Miejmy nadzieje, że duży spadek oglądalności (do 1,5 z 2,5 miliona widzów) nie przeszkodzi w opowiedzeniu fascynującej historii. Ja po drugim epizodzie już wiem, że przez cały sezon będę towarzyszyć Frankowi Agnew w jego zmaganiach.

To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj