Prawdodziejka to pierwszy tom cyklu Czaroziemie pisarki Susan Dennard. Zachwycały się nią zarówno Sarah J. Maas jak i Robin Hobb, chwaliły Booklist i Publishers Weekly. Czy słusznie? Niestety nie do końca.
Truthwitch opowiada nam historię dwóch przyjaciółek, „więziosióstr”, Iseult i Safiye. Choć dziewczyny pochodzą z zupełnie różnych środowisk, stały się dla siebie niczym rodzina i często nawzajem wprowadzają się w nowe kłopoty. Jednak najgorsza z przygód rozpoczyna się od zwykłego napadu, gdzie spotykają potężnego i okrutnego krwiodzieja…
Od początku ta książka boryka się z dużym problemem – to znaczy brakiem różnicy miedzy Iseult i Safiye. Mimo że autorka opisuje, że są niczym ogień i woda, to w ich zachowaniach zupełnie tego nie widać. Przez pół książki czytelnik może mieć problem by odróżnić, która z nich jest więziodziejką, która prawdodziejką, która należy do „chłopstwa”, a która do rodziny szlacheckiej. To ogromny problem, nad którym pisarka musi popracować. Skoro w powieści są dwie równie ważne fabularnie bohaterki, najważniejsze jest by czytelnik jak najszybciej mógł je odróżnić – przez sposób wypowiadania się, działania, myślenia. Sam opis, niestety, nie wystarczy.
Trudno jest również zrozumieć zasady świata, choć może autorka uznała, że chce pomału nas uczyć stworzonych przez siebie realiów. Niestety, robi to dosyć chaotycznie – mimo że czytelnik co chwila poznaje nowych „dziejów”: krwiodziejów, żelazodziejów, wiatrodziejów, wododziejów itd., nigdzie nie zostaje wyjaśnione skąd oni się biorą czy dlaczego posiadają dane moce. Innym problemem jest niewyjaśnienie zjawiska więziosióstr/więziobraci. Mimo że jest to bardzo ważne dla fabuły, ani nie wiadomo jak ta więź działa, ani jak się pojawia – czy czarodzieje decydują się z kimś związać jak parabatai u Cassandry Clare, czy jest to przeznaczenie? W dodatku już tutaj pojawia się pewna luka. Jedna z bohaterek, Iseult, jest więziodziejką, czyli widzi czyjeś więzi (czym dokładnie te więzi są też nie wiadomo – można się domyślać, że czymś w rodzaju aury), prócz swojej własnej. Z tego powodu nigdy nie będzie mogła znaleźć sobie partnera (partnerkę?), ponieważ nie zobaczy z nimi połączonej sercowięzi. Skąd więc wie, że jest połączona z Safi jakąkolwiek więzią? Jest to pytanie, na które, niestety, nie dostajemy odpowiedzi.
Autorka też szybko daje nam do zrozumienia, że jej świat jest podzielony na różne kraje. Szkoda tylko, że prócz nazw nie możemy zbyt wiele o tych krajach powiedzieć. Tu też złoże moją osobistą uwagę – szkoda, że wydawnictwo nie zdecydowało się na załączenie mapki pokazującej świat wymyślony przez autorkę. To pozwala trochę rozjaśnić podróże bohaterów, a także sprawia niemałą rozrywkę. Choć, oczywiście, jest to tylko poboczna uwaga.
Ogromną zaletą za to tej powieści są sympatyczni bohaterowie – choć z jednej strony jest ich trochę za dużo i czytelnik może się zacząć gubić, to z drugiej żaden z nich nie jest ani po prostu dobry, ani po prostu zły. I co ważniejsze, żaden z nich nie irytuje. Jednak z powodu zbyt dużej liczby bohaterów, stają się oni jednowymiarowi.
Pisarka również średnio radzi sobie z wątkami miłosnymi. Przez pół powieści wydaje się on wciskany na siłę, pełen klisz i schematów. Po prostu… nudny. I zamiast pokazywać interakcję zakochanych bohaterów, autorka opisuje ich ciągłe uczucia do siebie w stylu: „X poczuł dziwne mrowienie”, „X nie mógł przestać myśleć o Y”, tak jakby nie mogła zrozumieć, że czytelnicy już po jednym zdaniu domyślają się, że coś między tymi bohaterami będzie. Ale nie, lepiej to opisać parę razy, a nawet poświęcić temu cały rozdział (!).
Jednak ta książka nie jest stworzona z samych błędów. Dużą zaletą jest wartka akcja – jedno wydarzenie jest związane z drugim, niczym domino, prowadząc do coraz większej katastrofy w życiu bohaterek. Interesujący jest również przedstawiony (choć chaotycznie) świat, a sama końcówka powieści powoduje, że cała książka zyskuje w oczach i czytelnik nie może się doczekać następnej części.
Prawdodziejka to książka nierówna. Z jednej strony ciekawa i pełna akcji, z sympatycznymi bohaterami, z drugiej – można mieć wrażenie, że pisarka chciała tam wcisnąć zbyt dużo rzeczy naraz, przez co wszystko jest potraktowane powierzchownie i chaotycznie. Może w części drugiej będzie lepiej?