2. sezon serialu Prawnik z Lincolna wpisuje się w nowy trend Netflixa, bo został podzielony na dwie części. Pierwszą skonstruowano fabularnie w taki sposób, że podział wydaje się naturalny i pomysłowy. A przeważnie jest to robione dość sztucznie, bo sezony są przecież tworzone jako jedna całość. Odniosłem wrażenie, że tę decyzję przemyślano już na wczesnym etapie planowania historii, dzięki czemu mogła ona zostać prawidłowo wprowadzona. Cliffhanger z 5. odcinka jest mocny, emocjonujący i zaskakujący. Prowokuje dużo pytań, które na razie pozostają bez odpowiedzi, więc ma się ochotę czekać na kolejną część. Kwestia mężczyzny z tatuażem szybko zostaje rozwiązana w pierwszych odcinkach. To w tym wątku Prawnik z Lincolna pokazuje swoją siłę, moc i pomysłowość, bo twórcy potrafią zaskoczyć czymś niespodziewanym. Nagle w najmniej oczekiwanym momencie historia zaczyna się rozwijać. Mamy dobrą budowę wątku i świetne wykorzystanie potencjału. Wszystko kończy się szybko i satysfakcjonująco. Początkowo sądziłem, że może za szybko, ale ten motyw pełni określoną funkcję dla postaci Hallera i pozwala zrozumieć jego kolejne decyzje.
fot. Netflix
+21 więcej
Lana Parrilla w roli nowej miłości Hallera i zarazem jego klientki w głównym wątku 2. sezonu to zdecydowanie warty uwagi dodatek. Każdy, kto pamięta aktorkę z Dawno, dawno temu, na pewno ucieszy się z jej występu. Zwłaszcza że jest on wbrew pozorom niejednoznaczny. Po wydarzeniach z pierwszego sezonu może Wam towarzyszyć uczucie, że coś tu nie gra. Czy kobieta jest winna, czy może niekoniecznie? Twórcy starają się prowadzić tę sprawę dość prostymi środkami, wciąż kierując nasze podejrzenia w inne strony. Jeśli okaże się, że bohaterka jest winna, tak jak klient z pierwszego sezonu, to czy nie będzie to nudne i ograne? Na ten moment można podejrzewać podobną drogę, ale ostatecznie sukces lub porażka wątku będzie zależeć od jego konkluzji. Na razie jest nieźle, a emocjonalna relacja Hallera z kobietą może się podobać. To, co w tym sezonie nie gra, to zgrzyty w relacjach pomiędzy postaciami, które wydają się dziwne, a także wymuszane konflikty. Myślę między innymi o Cisco, który nie mówi przyszłej małżonce o relacji z gangiem motocyklowym. Najgorszej jednak wypada końcowa kłótnia Hallera z Lorną, która jest tak bardzo sztucznie wypracowana, że to aż boli. To nie ma sensu, przyczyny czy jakiejś podbudowy fabularnej. To trochę psuje wrażenie cliffhangera, który następuje chwilę później. Tego typu zgrzyty przewijają się przez te odcinki i niepotrzebnie psują odbiór. Prawnik z Lincolna koniec końców to nadal dobry serial. Po prostu. Stanowi wyjątek w ofercie Netflixa, bo dostarcza lekkiej, przyjemnej rozrywki, ale nie ma ambicji, by zdobyć miano kultowej produkcji. Być może dzięki temu jest to przemyślane i tak dobrze zrealizowane, jeśli chodzi o rozrywkę.
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj