Serialowe adaptacje komiksów mają to do siebie, że nie zawsze trzymają się wiernie oryginału. Ba, pojawiają się nawet takie produkcje jak Lucifer, który z oryginału zaczerpnął niewiele więcej niż imiona postaci. Na tym tle Preacher wypada znacznie lepiej, choć już po pierwszym odcinku widać, iż twórcy będą chcieli opowiedzieć historię Jesse’ego Custera na swój własny sposób. Jak przystało na otwarcie serialu, odcinek służy przede wszystkim zawiązaniu wątków i zaprezentowaniu kluczowych postaci. Siłą rzeczy fabuła koncentruje się na głównym bohaterze – kaznodziei w niewielkiej teksańskiej społeczności. Jesse nie jest jednakże uduchowionym mówcą, a podłamanym przez życie i alkohol człowiekiem o mrocznej przeszłości. Nie radzi sobie ani z rolą przywódcy duchowego, ani człowieka radzącego bliźnim w codziennych problemach. I skończę jego charakterystykę, gdyż z trójki kluczowych postaci wypada zdecydowanie najbladziej. O wiele bardziej interesująca, a także mocno podkręcona w stosunku do komiksowych pierwowzorów, jest pozostała dwójka bohaterów. Tulip jawi się jako istna maszyna do zabijania i jednocześnie femme fatale próbująca ściągnąć Jesse’ego na złą drogę. Początkowo byłem sceptycznie nastawiony do angażu Ruth Neggi do tej roli, ale jej kreacja ma potencjał – choć wydaje się, że nieco inny niż u Ennisa. To samo można powiedzieć o Josephie Gilgunie wcielającym się w Cassidy’ego – z komiksowego wyobrażenia (nie mówię tu o nadprzyrodzonych cechach) pozostał głównie irlandzki akcent, ale jednocześnie dodano mu kilka cech, które powinny sprawdzić się w obranej konwencji. Właśnie, warto wspomnieć o klimacie produkcji. Duch Kaznodziei jest wyczuwalny, a chociaż serialowi nie dane było jeszcze się rozkręcić, to już można powiedzieć, że produkcja stacji AMC rozwiewa obawy odnośnie ułagodzenia komiksowej historii. Już w premierowym odcinku pełno jest krwi i brutalnych scen, miejscami zahaczających niemal o gore (szczególnie pierwsze sceny z Cassidym i Tulip). Całość podlana jest odrobiną absurdu oraz czarnego humoru. Ten klimat trzeba lubić, by go w pełni docenić. No url Żeby nie było tak różowo, to należy zaznaczyć, że pierwszy odcinek Preachera jest dość chaotyczny i osoby nieznające komiksu (zresztą z fabuły tegoż zostały jedynie ramy) mogą mieć problemy z połapaniem się w wydarzeniach, szczególnie odnośnie wątku nadprzyrodzonego, który jak na razie nie jest w żaden sposób wyjaśniony. Takie powolne odkrywanie kart zapewne ma podtrzymywać napięcie i zainteresowanie widzów, ale na samym początku może budzić pewną konsternację. Zastanawia także finał odcinka, który sugeruje inny kierunek fabuły, niż miało to miejsce w komiksie. Zapowiada się na to (świadczą o tym też inne elementy, jak np. szybkie wprowadzenie Gębodupy), że wydarzenia będą cały czas toczyć się w teksańskim miasteczku. Oby tylko całość nie przemieniła się w procedural, w którym Jesse i spółka mierzą się z kolejnymi przeciwnikami lub rozwiązują problemy lokalnej społeczności. Wydaje się, że Preacher ma szansę być udaną ekranizacją komiksu, chociaż po pierwszym odcinku pojawiają się pewne znaki zapytania. Niemniej wygląda na to, że twórcy postanowili zaczerpnąć sporo z dzieła Ennisa i Dillona, ale jednocześnie postawić na oryginalność i własne rozwiązania. Być może zagorzali fani Kaznodziei poczują się pilotem rozczarowani, ale pozostali widzowie powinni go uznać co najmniej za intrygujący… nawet jeśli nie do końca klarowny.  
Homefront: The Revolution
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj