Zdecydowanie najciekawszym wątkiem czwartego odcinka Preacher była kolejna wizyta w Piekle, które… się popsuło. Awaria dała nam możliwość poznać kilku jego mieszkańców, w tym Adolfa Hitlera, który pojawił się już w poprzednim tygodniu, wywołując w widzach konsternację, ale też podekscytowanie, co też twórcy wymyślą w związku z tym mordercą wszech czasów. Jednak kto by się spodziewał, że Hitler okaże się całkiem miłym człowiekiem, który nawet pomógł Eugene’owi, zapraszając go do własnej celi, aby ten nie trafił za karę do tajemniczej dziury. A jego najgorsze wspomnienie wcale nie wydaje się (jeszcze) takie traumatyczne. Nawet mogliśmy mu współczuć, kiedy Tyler i pozostali osadzeni w Piekle znęcali się nad nim. Oczywiście brzmi to absurdalnie, niedorzecznie, ale właśnie ten paradoks z odwróceniem uczuć względem Hitlera, ucieleśnieniem zła, najbardziej tutaj bawi. Ciekawe jakie jeszcze niespodzianki w Piekle szykują nam twórcy, ponieważ aż trudno uwierzyć, że niemiecki dyktator będzie taki potulny i spokojny przez cały czas. Sama wizja Piekła jako więzienie też jest interesująca, choć nie tak straszna jak można by oczekiwać. Nawet dziura, która podobno jest bardziej przerażająca od projektora z najgorszym wspomnieniem, nie zionie grozą, ale to raczej było zamierzone, żeby wyglądała tak niepozornie. Najgroźniejsza w tym wszystkim jak na razie wydaje się być nadinspektor Mannering trzymająca twardą ręką więzienie. Dość kuriozalnie zabrzmiała rada dla Eugene’a, który miał dostosować swoje zachowanie do piekielnych warunków. I faktycznie dołączył do nękania Hitlera, a przecież ten bohater to porządny człowiek, który nawet nie powinien przebywać w Piekle. Czyżby Eugene miał przejść przemianę i stać się negatywną postacią? Nie jest to wykluczone, więc warto obserwować rozwój sytuacji, bo tkwi w tej historii spory potencjał na różne dziwne, niekonwencjonalne i zabawne wydarzenia. Z początku wątek Jessego i Cassidy’ego nie porywał, choć ciekawostką na pewno było pojawienie się w oglądanej przez nich telewizyjnej reklamówce samego Frankiego Muniza. Natomiast, kiedy wybrali się do agenta aktora, który wcielał się w fałszywego Boga w poprzednim sezonie, to naprawdę można było parsknąć śmiechem słysząc, jak Cassidy wspomniał o castingu do Gry o Tron. A charakterystyczny motyw muzyczny tylko spotęgował rozbawienie. W komiksie często odnoszą się do popkultury, więc ta bardziej odpowiadająca współczesnym standardom wstawka to dobre nawiązanie do materiału źródłowego, która zadziałała rozbrajająco. A sama taśma z nagraniem castingowym Marka Harelika (tak nazywa się też sam aktor) też po trochu śmieszyła, zaskakiwała i imponowała, ponieważ odegrał swoją rolę Boga przekonująco. Te wspólne sceny Jessego i Cassa wyszły sympatycznie i wlały w odcinek sporo pozytywnej energii. Z kolei bardzo mocno zawiodła historia Tulip. Gdyby nie wyjawienie szokującej informacji, że Viktor jest jej mężem to cały wątek byłby jednym wielkim rozczarowaniem. Smutne, a zarazem buntownicze miny Tulip zaczynają już irytować, a sam Viktor nie wygląda jak na razie na wyjątkowo bezwzględnego złoczyńcę. Ale teraz ta historia nabierze nieco rumieńców i dynamiki, kiedy prawda wyszła na jaw. Na plus można jeszcze zaliczyć walkę Jessego z Patem, którą znowu nakręcono na jednym ujęciu. Może operator kamery nie wykonał jakiejś nadzwyczajnej pracy, ale aktorzy już tak. Nie łatwo zachować pełną koncentrację przez tak długi czas przy tak wymagającej scenie. Nieco komediowego efektu dodawała jeszcze muzyka w tle. Kto by pomyślał, że Billy Joel z Uptown Girl może tak dobrze współgrać z męskim, brutalnym pięściarskim pojedynkiem. Okazuje się również, że muzyka może powstrzymać działanie słów Jessego, co jest istotną informacją w perspektywie przyszłych epizodów. W najnowszym odcinku Preacher oglądaliśmy więcej żartobliwych aspektów niż dynamicznej czy makabrycznej akcji, ale akurat w tym wypadku dobrze to zadziałało w serialu. Poza tym pozostawił widzów z porządnym cliffhangerem związanym z Tulip, a także zapowiedział kolejne emocje w związku ze zbliżającym się do Nowego Orleanu Świętym od Morderców. Poza tym na tropie Genesis jest sekretna organizacja, która czai się tuż za rogiem. Jest ciekawie, interesująco i zabawnie, ale nadszedł już czas na konkretny rozwój fabuły, trochę grozy i mocnej akcji jak to było w pierwszych epizodach drugiego sezonu.
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj