Nowy odcinek Preacher rozpoczął się od mocnego akcentu. Przypomniano nam o mrocznej przeszłości Jessego, który przyglądał się śmierci swojego ojca. Dodając do tego wymowne odgłosy w tle, twórcy dają nam do zrozumienia, że zbliża się moment, kiedy przedstawią nam pełną historię jego rodziny. Na razie musieliśmy się obejść smakiem, ale za to otrzymaliśmy kawał dobrej, dynamicznej akcji. Atak Graala pewnie nie wzbudziłby większych emocji, gdyby nie to, że oglądaliśmy go z perspektywy żołnierzy. Przypominało to nieco grę komputerową, ale właśnie ten inny punkt widzenia nadał oryginalności całej akcji, a przy okazji wprowadził nieco urozmaicenia. Co nie zmienia faktu, że polała się krew i obejrzeliśmy kilka makabrycznych obrazków, co akurat nie jest zaskoczeniem dla serialu. Ale niespodzianką na pewno jest to, że Denis stoi za jedną z tych brutalniejszych scen. Okazuje się, że Cass jednak przemienił go w wampira, a ta sytuacja może sprawić sporo problemów w dalszej części historii szczególnie, że Francuz zachowuje się niepokojąco, jakby trochę zdziczał, ale niewątpliwie odzyskał wigor. Ale na tym emocje się nie skończyły, ponieważ Jesse postanowił przygotować się na kolejny atak ludzi w bieli. Wiedząc, że BRAD został aktywowany razem z kaznodzieją, czekaliśmy w napięciu na ruch Graala. Grubas trochę nastraszył policjantów i widzów, ale nie okazał się nikim ważnym. A przez moment oczami wyobraźni mogliśmy zobaczyć, że podejrzanie wyglądający czyściciel postrzelił kogoś z naszych bohaterów. Ale to były tylko cwane zagrywki twórców, aby nas uwieść tym thrillerowym klimatem. Można się było poczuć jak na karuzeli – przez pracę kamery oraz francuską muzykę w tle, ale nie da się ukryć, że ten cały chaos potęgował nerwową atmosferę. I nawet jeśli BRAD okazał się po prostu zwykłym dronem, a nie wymyślną bronią lub bezwzględnym zabójcą, to i tak do końca wstrzymywaliśmy oddech i zastanawialiśmy się, czy Featherstone powstrzyma uzbrojony pocisk. Emocji tu nie brakowało. Na osobny temat zasługuje oczywiście Herr Starr, na którym nic nie robi wrażenia, nawet moc Jessego. Ta postać fascynuje, ponieważ nigdy nie wiadomo, czego możemy się po nim spodziewać. Weźmy na przykład jego randkę z Sophie, która zaczęła przybierać dziwny obrót. Szkoda, że nie zobaczyliśmy, do czego to wszystko zmierzało. Zresztą Starr ma perwersyjne upodobania i nawet niespecjalnie przejął się błędem w doborze prostytutek. I co ciekawe akurat ten motyw z pomyłką ma swoje podstawy w komiksie. W każdym razie już sama obecność ekscentrycznego Herr Starra sprawia, że odcinek staje się nie tylko ciekawszy, ale też absurdalnie zabawny. Poza wartką akcją znalazło się miejsce również na kilka humorystycznych momentów. Wyskakujące okienko z kotami w komputerze rozbrajało tym, że pojawiało się w najmniej odpowiedniej chwili. Poza tym bawiła również nieudana próba zastrzelenia Hoovera przez Starra, a do tego wywoływała emocje, bo równie dobrze broń mogła wystrzelić. A szkoda by było tak szybko pożegnać tego uśmiechniętego służbistę. Razem z Featherstone tworzą sympatyczny duet, który na pewno ma jeszcze sporo do zaoferowania serialowi. Najważniejsze, że najnowszy odcinek nie nudził, jak to zdarzyło się choćby w poprzednim tygodniu. Nawet wspólne sceny Jessego i Tulip aż tak nie irytowały. Twórcy postanowili trochę zaszaleć z fabułą i prawdopodobnie dobrze się przy tym bawili, bo czuć pewną lekkość w tym serialu. Co prawda nie wszystko tak samo śmieszy czy emocjonuje, ale jest w tym jakaś swoboda. Odcinek skończył się spotkaniem Jessego i Herr Starra przy drinku. Co ciekawe nasz lider Graala nie jest zainteresowany Genesis, ale zaginięciem Boga, a to trochę zaskakuje, a także interesuje, jak sprawa się rozwinie. Wygląda na to, że Preacher ma w zanadrzu jeszcze kilka nietypowych pomysłów na ten sezon, który udowadnia, że wciąż potrafi pozytywnie zaskakiwać.
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj