Najnowszy odcinek Preacher zdecydowanie należał do Tulip, która wzięła sprawy w swoje ręce. Odzyskała tego pazura z samego początku serialu, gdzie zawadiacko rozprawiała się z każdym, kto jej stanął na drodze. Emanowała kobiecą siłą, ale przede wszystkim było w tym dużo zabawy konwencją serialu, aby wprowadzić więcej specyficznego i dość kontrowersyjnego humoru. Wystarczy jednak trochę dystansu, aby zaskakujące spotkanie Tulip z Bogiem paradującym w przebraniu dalmatyńczyka naprawdę śmieszyło. Bawiła bezczelność Wszechmogącego wobec głównej bohaterki, a także fakt, że przyjął formę Fałszywego Boga, w którego wcielał się Mark Harelik. Światłość bijąca od Stworzyciela nawiązywała do komiksu, ale przy okazji też wzbudzała wesołość. Ale to Tulip i jej zuchwałość najbardziej imponowała, bo w końcu ta postać nabrała wyrazu i blasku. Tulip oglądaliśmy również w kilku innych scenach, gdzie również nie dawała się zbić z pantałyku. Nie przestraszyła się Madame Boyd, czyli konkurentce babci L'Angelle. Ta rywalizacja między rodzinami może urozmaicić wątek Angelville pod względem groteskowości czy innych absurdalnych sytuacji. Na razie wzbudza ciekawość, jak ta historia potoczy się dalej. Natomiast kolejną dawkę sprośnego humoru przyniosły sceny, gdzie Tulip starał się wydobyć istotne informacje o chusteczkowych kontraktach od T.C., który jednak wyczuł jej zamiary. Świetnie tutaj zadziałała czarno-biała wstawka z horrorowatą mini-historyjką, w której nie zabrakło makabrycznych, ale powodujących wesołość obrazków ze względu na ich kiczowatość. Warto tu docenić pracę kamery i krzywe ujęcia, które sprawiały, że ta krótka opowieść z narracją T.C. była jeszcze bardziej karykaturalna i komiczna. Będąc w temacie niecodziennych ujęć kamery trzeba też koniecznie wspomnieć o widoku wprost z rany Cassidy’ego, które również bawiło oryginalnością. Z kolei Jesse i Cass zeszli w tym odcinku na drugi plan. Nie ciekawiło poszukiwanie przez kaznodzieję nowych klientów biznesu L’Angelle, a w spotkaniu wampira twarzą twarz z babcią tytułowego bohatera też brakowało bardziej tajemniczego i mrocznego klimatu. Na szczęście końcówka epizodu przyniosła interesujący obrót sytuacji, gdzie Jody i T.C. powiesili Cassa na drzewie, jak na ożywionym obrazku, który też był pomysłowo przedstawiony. Jednak najwięcej emocji wzbudziło otwarcie grobowca dla klientów, gdzie odbywają się krwawe walki. Z jednej strony Jesse w kapeluszu, jako prowadzący tą nietypową, podziemną rozrywkę prezentuje się świetnie i bije od niego charyzma. Ale z drugiej strony ten motyw rozczarowuje, bo po tym serialu mogliśmy się spodziewać czegoś bardziej zaskakującego i szalonego. W końcu twórcy wiele razy udowodnili, że nie brakuje im wyobraźni w wymyślaniu osobliwych rozwiązań fabularnych. W każdym razie możemy oczekiwać niezłej jatki po tym wątku, co wpisuje się w koncepcję Preachera. Gonna Hurt to dobry odcinek, który dał kilka powodów do śmiechu, a do tego akcja nie zwalnia tempa. Co ciekawe heavymetalowa muzyka dobrze wkomponowała się w ten zadziorny humor Tulip. Fabuła również nie stoi w miejscu, a poszczególne wątki szybko się rozwijają, więc podobnie jak w poprzednich odcinkach nie możemy narzekać na nudę. Jednak dalej musimy uzbroić się w cierpliwość, aby dowiedzieć się, jak potoczyły się losy Eugene’a czy Hitlera. Poza tym Jesse, który nie może w pełni używać mocy Genesis już tak nie fascynuje. Najważniejsze, że Preacher bawi się pomysłami i czarnym humorem, który wciąż dobrze się sprawdza. Jednak powinniśmy oczekiwać więcej od tego nietuzinkowego tytułu, bo w końcu apetyt rośnie w miarę jedzenia!
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj