Po kilku całkiem rozrywkowych odcinkach, Preacher nieco zwalnia tempo. Mniej humoru i makabry też nie przysłużyły się nowemu epizodowi, który w tym tygodniu trochę się dłużył.
Preacher zawsze nowy sezon zaczyna z przytupem, aby po kilku odcinkach nieco spuścić z tonu. Najnowszy epizod podtrzymuje te tendencje. Można go nazwać odcinkiem na przeczekanie, gdzie nie rozgrywa się za wiele istotnych wydarzeń, ale buduje grunt pod dalszy ciąg historii.
Tak było w każdym wątku w tym tygodniu, ale najbardziej uwidoczniło się to u Jessego, którego ścigał Święty od Morderców. Na dobrą sprawę najważniejsza okazała się końcówka epizodu, gdzie kaznodzieja został podstępem postrzelony przez Eugene’a. To zaskakiwało, bo ten religijny chłopak przyjął te szczere przeprosiny Custera, ale to dla niego za mało. Trochę rozczarował pościg Świętego, który zbyt słabo trzymał w napięciu. Poza tym sceny na budowie, choć oryginalnie i sprytnie nakręcone, nikogo nie oszukają, że zabrakło budżetu na bardziej widowiskową akcję. Szkoda, bo Święty to naprawdę mroczna i wyjątkowa postać, o którą powinni dbać twórcy, bo potrafi stworzyć świetny klimat grozy. Niestety tym razem jego blask został przyćmiony przez spokojne tempo akcji.
Zastój było też widać w wątku Tulip i Cassa, którzy w końcu spotkali się poza więzieniem. Dobrze jest ich widzieć razem po tak wielu odcinkach. Jednak te postaci nie mogą stać w miejscu, ponieważ szybko zaczynają nudzić. Wystarczyła krótka chwila, aby nasz wampir popadł w melancholię widząc romansujących anioła oraz demona i już pojawiało się zniecierpliwienie. Oczywiście Cassidy nim wyruszy na pomoc Jessemu, potrzebował chwili czasu, aby otrząsnąć się po torturach u Toscaniego, co zaowocował nową, niezbyt atrakcyjną fryzurą. Natomiast ten poboczny wątek anioła powinien się bardziej wyróżnić. Ale ani taniec, ani późniejsze anielsko-demoniczne walki nie dostarczyły zbyt wielkiej rozrywki. Było to pomysłowe, a mimo wszystko nijakie. Jedynie pochód w zwolnionym tempie Cassa przy roztrzaskujących się wokół meblach i latających odłamkach prezentował się całkiem efektownie. I tylko to jest godne zapamiętania.
Z kolei Tulip zabrała na przejażdżkę Jezusa, którego wizerunek jednak nie jest tak kontrowersyjny, jak można by się spodziewać po
Preacherze. Broni swojego Ojca, a także uścisnął się z Hitlerem, co było zabawne. Jednak najbardziej rozbawiła scena, gdy wyobraził sobie napad na bank z Tulip. Wyglądało to groteskowo, gdy Jezus w swojej szacie i z karabinem w ręku groził ludziom. Aż szkoda, że to było tylko jego wyobrażenie, bo ta sytuacja naprawdę rozśmieszała. W każdym razie, gdyby nie ta humorystyczna wstawka to też ten wątek niczym by się nie wyróżnił, nawet mając tak wyjątkową postać na pokładzie jak Jezus Chrystus.
Natomiast u Herr Starra wciąż nic się nie zmieniło poza doczepieniem nowego ucha. W końcu udało mu się doprowadzić do spotkania na szczycie przedstawicieli nieba i piekła. Ale to jedyne jego osiągnięcie w tym odcinku. Okładanie Hitlera rakietką nie bawiło, choć trzeba przyznać, że niosło pewną skrytą satysfakcję. Z kolei próba zlikwidowania Featherstone też nie trzymała w napięciu. Z Hooverem Dwa ta scena nie miała polotu, bo po prostu ta postać irytuje. Z jego poprzednikiem na pewno byłaby znacznie sympatyczniejsza z odpowiednią dozą wesołości. Pozostało nam zacisnąć zęby i przemęczyć się z tym denerwującym bohaterem, czekając na odzyskanie blasku przez Starra.
Najnowszy odcinek
Preacher był średni i niczym nie zaskoczył. Do tego się dłużył. Na szczęście końcówka epizodu napawa optymizmem, bo Tulip i Cass ruszyli w drogę, więc mają szansę przeżyć kilka przygód. A do tego Jesse spotka się oko w oko ze Świętym od Morderców, co bardzo ciekawi, jak rozwinie się ta sytuacja. Twórcy nie powinni nas zawieść!
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
⇓
⇓
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h