To tylko kwestia dni, kiedy na stałe na PC i konsolach zagości Pro Evolution Soccer 2018. Demo gry, które udostępnili twórcy było takie sobie. Tego samego nie można powiedzieć o pełnej wersji, która mimo kilku wad trzyma poziom przynajmniej poprzednich dwóch edycji cyklu. Patrząc z perspektywy czasu, w PES 2018 znajdziemy więcej nowości w stosunku do PES 2017, niż w grze przed rokiem wobec edycji z dopiskiem 2016. Zatem jest dobrze.

Wolniej, znaczy lepiej

Tegoroczna edycja gry stawia na jeszcze większy realizm w trakcie rozgrywki. Oczywiście tylko tutaj, bo większość drużyn klubowych to potworki typu Man Red czy Man Blue, a reprezentacje są nierzadko nieoficjalne. Do tego jednak wrócimy. Ta mała ewolucja właśnie odbywa się w samej rozgrywce. Na pierwszy rzut oka mogłoby się wydawać, że nic się nie zmieniło względem edycji ubiegłorocznej. Wita nas to samo menu, więc szybo się odnajdujemy. Jednak po uruchomieniu meczu już widzimy zmiany. Na początek nowy system rozpoczęcia spotkania, później jest równie dobrze. Tempo gry zwolniło znacznie. Nie jest już to ta sama szybka piłka typu ping-pong. Tempo rozgrywania spotkań w PES 2018 jest mniej więcej takie samo, jak w sieciowej rozgrywce w edycji sprzed roku. Konami, jak widać, posłuchało graczy, którzy narzekali, że w Pro Evolution Soccer 2017 zabawa w pojedynkę jest zbyt szybka względem sieciowej gry. Nie miałem możliwości sprawdzić, jak to wygląda w PES 2018, bo serwery gry nie działały (uruchomią je dla Europy dopiero 13 września), ale podejrzewam, że tempo prowadzenia gry w singlu i multi będzie bardzo zbliżone.

Zły dotyk boli

Zdecydowanym plusem Pro Evolution Soccer 2018 jest system Real Touch+. Jak sama nazwa wskazuje, realny dotyk ma kluczową rolę w grze. Może przyczynić się do zwycięstwa, może też być powodem porażki. W tegorocznej edycji liczba punktów kolizyjnych piłki z ciałem zawodnika uległa znaczącemu powiększeniu. Stąd ten „+” w nazwie systemu. Teraz futbolówka może trafić w wiele miejsc na ciele, a jak wiemy, dobre przyjęcie piłki może mieć kluczowe znaczenie do idealnego odegrania i kontynuowania akcji. Tutaj wielka rola gracza, który steruje zawodnikiem przyjmującym piłkę. Niedopatrzenie, chwila dekoncentracji, wychylenie analogu nie w tę stronę i po akcji marzeń. Piłkarz, do którego było kierowane podanie, przesunie się o kilkadziesiąt centymetrów i piłka zamiast spaść mu idealnie na kolano, trafił w inną część ciała, odskoczy, wykonamy podanie albo nawet nie trafimy w piłkę jak Milik podczas meczu na Euro 2016 z Niemcami.
źródło: Konami
+15 więcej
Real Touch+ promuje więc zawodników, którzy cechują się dobrym balansem ciała i przyjęciem podania, ale przecież nie wszyscy zawodnicy mają te parametry idealnie rozwinięte. Dzięki temu istnieje w grze nieprzewidywalność. Dzięki temu czuć też magię futbolu. Tuzy piłkarskie nie wygrają meczu, mecz wygrywa cała drużyna. No-look-pass, czyli kolejna istotna rzecz w PES 2018 również działa perfekcyjnie. Zgrywanie przez komputer podania „na pamięć” spisuje się bez problemów, ale doświadczymy go, grając jedynie jednym zawodnikiem, podczas gdy pozostałymi w naszej drużynie steruje SI.

Stałe fragmenty po nowemu

Już w wersji demo oraz becie gry mogliśmy zapoznać się z nową formą wykonywania stałych fragmentów gry. Jedni powiedzą, że to utrudnienie, inni że ułatwienie. Ja powiem, że to realizm. Strzałki z miejscem, gdzie spadnie piłka i wygięciem „rogala” znikają. Zamiast tego jest tylko zawodnik, piłka i gracz, na którym spoczywa odpowiedzialność poprawnego wykonania stałego fragmentu gry. Nie ma pomocniczej strzałki z wygięciem przy podkręceniu centry. Wszystko musimy robić „na czuja”, samemu odbierając moc oraz podkręcając wrzutkę bądź strzał. Albo nauczymy się tego w bardzo bogatym programie treningów, albo dopiero w trakcie tych zagrań w spotkaniach o punkty.

Mur w bramce

Narzekać na pracę bramkarzy w PES 2018 można, ale jedynym powodem tego typu dukania na nich może stanowić ich fenomenalna obrona. Golkiperzy to prawdziwi bohaterowie tej gry. Nierzadko ratowali mi sytuację, wyciągając się jak struna i wybijając poza pole gry - zdawać by się mogło- straconą bramkę. Trzeba wiele trudu i wysiłku, żeby futbolówkę wpakować do siatki. Pewnie w ten sposób Konami chce pokazać i wyróżnić bramkarzy, których od tej edycji wykorzystywano w sesjach motion capture. To widać. To zresztą ma też wpływ na rezultaty końcowe, gdzie kosmiczne wyniki nie pojawiają się przy normalnej rozgrywce. Znacznie częściej pojedynki z komputerem kończą się niezbyt wysokimi wynikami. Przy rozegraniu dziesiątek spotkań na potrzeby recenzji, tylko jeden mecz zakończył się wynikiem, gdzie liczba bramek była wyższa niż 5. Notabene przegrałem 3:4 z Liverpoolem, grając AS Monaco w grupie Ligi Mistrzów.

Rewolucji brak, ewolucja jak najbardziej

Po udanym trybie Podróży w FIFA 17 wielu miało nadzieję, że coś podobnego pojawi się w Pro Evolution Soccer 2018. Niestety, nie ma takiego urozmaicenia. Może w przyszłym roku. W tegorocznej edycji skupiono się na tym, co już znamy, wprowadzono jedynie drobne modyfikacje w wyglądzie menu poszczególnych trybów oraz scenki przerywnikowe. Ot ciekawostka niż faktyczna zmiana rzeczywiście wpływająca na znacznie ciekawszy odbiór całości. Po kilkukrotnym obejrzeniu tego samego, mamy już dość i zwyczajnie wciskami przycisk odpowiedzialny za pominięcie filmiku. Wszystko to jednak sprowadza się do pozytywnego odbioru, czuć delikatny powiew świeżości, który miejmy nadzieję zwiastuje jeszcze więcej w Pro Evolution Soccer 2019.

Wisienka na torcie

Pro Evolution Soccer 2018 to diament pośród gier piłkarskich. Gra, której do ideału brakuje tylko pełnych licencji. Konami nie rzuca się na całe ligi, jak robi to konkurencja, chociaż w tym roku miało chrapkę na Bundesligę. Jak się skończyło, wiemy, ale nie zmianie to faktu, że twórcy starają się sięgać po znane marki i wiązać się z nimi na wyłączność. FC Barcelona, Arsenal, Liverpool, BvB, Atletico Madryt, to tylko kilka z klubów, które pieczołowicie są odwzorowane, a wraz z nimi ich stadiony z zewnątrz oraz wewnątrz. Do tego wieloletnia umowa licencyjna na Ligę Mistrzów UEFA czy Ligę Europy UEFA. Są to takie rzeczy, o których fani serii FIFA marzą, a przez lata jeszcze będą to marzenia niespełnione. Dla wielu z nich argumentem za tym, żeby nie kupować PES-a są właśnie licencje. Ten argument można szybko obalić, bo już kilka dni po premierze pojawiają się tzw. Option File, czyli paczki plików stworzone przez graczy, które zawierają wszystko to, czego z licencyjnych powodów Konami nie mogło zamieścić. Są odpowiednie ligi, są odpowiednie kluby w odpowiednich strojach. No chyba, że gramy na Xbox One, tam Microsoft na takie rzeczy nie pozwala. A szkoda. Graficznie tytuł nie odbiega poziomem od tego, co otrzymaliśmy rok temu. Również to samo dotyczy komentarza. Jak w FIFIE polski komentarz gryzie trawę, tak w PES-ie oryginalny jest słaby. Animacje zawodników są tak samo dobre, jak nas do tego przyzwyczajono. Dodano kilka nowych rzeczy w tym segmencie rozgrywki i wymieniono ścieżkę dźwiękową, która przygrywa nam w menusach gry. Czy się podoba, to już kwestia gustu, który akurat w menu nie ma żadnego dla mnie znaczenia. Wiem natomiast jedno Pro Evolution Soccer 2018 to doskonała gra piłkarska, z którą przez najbliższy rok będę bawił się doskonale ogrywając i chcąc zwyciężyć we wszystkich trybach, jakie Konami przygotowało. Jako fan serii jestem zadowolony. Bardzo. PLUSY: + delikatnie urozmaicony gameplay, + Real Touch+ i No-look-pass, + przeciwnik uczy się nawyków gracza, + praca bramkarzy uległa znaczniej poprawie. MINUSY: – niezmiennie słaby komentarz , – brak aktualnych transferów i licencji. Gra recenzowana w wersji na konsolę PlayStation 4.
Recenzja powstała w oparciu o tryby solowej rozgrywki (serwery dla Europy nie są jeszcze włączone). Nie odzwierciedla ona ostatecznego spojrzenia na grę. W późniejszym terminie pojawi się aktualizacja podsumowująca sieciową aktywność, wówczas będzie można mówić o finalnej ocenie Pro Evolution Soccer 2018.
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj