Królewska Przystań nie jest w czwartym sezonie miejscem łaskawym dla bohaterów Gry o tron. Życie stracili już w niej Joffrey Baratheon oraz wspomniany Oberyn Martell. Widmo śmierci zawisło też nad Tyrionem Lannisterem, ale na dwa odcinki przed końcem serii możemy być pewni, że krasnal nie powiedział jeszcze ostatniego słowa. Walka Oberyna z Górą bez wątpienia przejdzie do historii serialu. Przedstawiono ją w sposób godny największych hollywoodzkich produkcji, a także zgodnie z książkowym pierwowzorem. Z kolei jej koniec przypominający fatality z "Mortal Kombat" kolejny raz udowodnił, że slogan "It's More Than You Imagined. It's HBO" idealnie pasuje do najpopularniejszej amerykańskiej kablówki premium.

Szukającego zemsty Żmiję podczas walki zgubiła pewność siebie. Oberyn miał wszystko, by godnie pomścić swoją siostrę i jej dzieci. Szybki, zwinny i wyposażony jedynie we włócznię z łatwością wykorzystywał swoją mobilność w starciu z wielkim i powolnym Cleganem. Wykrzykując do zebranych widzów i królewskiej świty imię swojej siostry, zapomniał jednak, że Góra przez swoją masę i siłę jest bardziej wytrzymały, niż mogło mu się na początku wydawać. To Żmija miał zaskoczyć swojego rywala sprytem, a tymczasem sam dał się podejść niezwykle prosto, ale i brutalnie. Jego głowa została zmiażdżona przez Górę, jakby wielkolud ścisnął w swoich wielkich łapskach dużego arbuza.

Oczekując na pojedynek, nie należy zapomnieć o świetnej scenie pomiędzy Tyrionem i Jaimem, gdy tuż przed walką przesiadywali w celi. Relacja obu braci jeszcze nigdy nie była tak dojrzała i pełna zrozumienia jak teraz. Ich zachowanie idealnie pokazuje, jak dużą przemianę przeszli synowie Tywina Lannistera w ciągu ostatnich trzech sezonów.

Już tytuł odcinka ("The Mountain and the Viper") wyraźnie wskazywał, o czym będzie ósmy epizod Gry o tron. Tak naprawdę odniósł się on tylko do wspomnianej końcówki, a kilkanaście minut wcześniej działy się rzeczy równie ważne i ciekawe dla całej sagi. Daleko za wąskim morzem Daenerys w końcu dowiedziała się o zdradzie Joraha. Z pozoru prosta scena jak zwykle zagrana została przez Emilię Clarke znakomicie, która ukazała ogromną przemianę bohaterki. Dwa sezony temu Dany bez Joraha nie byłaby w stanie funkcjonować. Obecnie jako Królowa staje się główną rozgrywającą w walce o tron. Szkoda jedynie, że kolejny odcinek z rzędu zabrakło bliższego spojrzenia na smoki. Może w finale sezonu uda się to nadrobić?

[video-browser playlist="633811" suggest=""]

O rodzie Starków w królestwie Westeros prawie nikt nie pamięta. Oczywiście poza scenarzystami i widzami. Kilka odcinków temu Bran i Jon oddaleni od siebie o kilkaset metrów nie zdołali się spotkać (i dobrze, bo czegoś takiego w książkach nie było). Tym razem niewiele zabrakło, aby po wielomiesięcznej rozłące Arya nieświadomie wpadła na swoją siostrę – Sansę, przebywającą w Orlim Gnieździe. Pech chciał, że odcinek wcześniej ciotka obu dziewczyn wyleciała przez księżycowe drzwi, co Arya podsumowała niezwykle komediową reakcją. Rozkwita też Sansa, a twórcy Gry o tron w końcu zdecydowali się pokazać prawdziwe piękno Sophie Turner, które w poprzednich sezonach było głęboko ukrywane pod wizerunkiem przestraszonej dziewczyny.

Najsłabiej w całym odcinku wypadły chyba wątki Theona oraz Ramsaya Snowa/Boltona. Ciekaw jestem, w jakim kierunku to wszystko podąża. O tym jednak przekonamy się chyba dopiero w piątym sezonie. Warto zauważyć, że w ósmym epizodzie zobaczyliśmy też piękną, nagą Missandei, która ku zaskoczeniu wszystkich oglądających seriale HBO poczuła się zawstydzona i zasłoniła swoje piersi. Takie coś stało się chyba po raz pierwszy w historii Gry o tron, która ogólnie w czwartej serii nie epatuje przesadnie scenami seksu i nie wciska ich na siłę do każdego odcinka (no może poza gwałtem pod zwłokami syna z kazirodczego związku).

Jeśli jeszcze ktoś wątpi, że czwarty sezon Gry o tron jest najlepszym w historii serialu, niech poczeka na dwa finałowe odcinki. Dla mnie "The Mountain and the Viper" to kolejny element potwierdzający, że mamy do czynienia z wyjątkowym dziełem. I nie ma się co dziwić - w końcu większość scenariuszy, a szczególnie wydarzenia w Królewskiej Przystani opierają się na drugiej części "Nawałnicy mieczy", okrzykniętej przez fanów George’a R.R. Martina najlepszą częścią sagi (z wydanych dotychczas tomów).

To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj