Odcinek rozpoczynamy pierwszym i w zasadzie najważniejszym wątkiem, czyli wizytą White'a z Maitland u dawnego przyjaciela - Oscara. Pierwsze, co rzuca się w oczy, to atmosfera spotkania. Oscar jest dla Chalky'ego trochę jak dziadek dla wnuka. Radzi mu, przestrzega przed problemami, które prędzej czy później nadejdą. Nie powiem, przypadło mi to do gustu. Już od dawna nie było w Zakazanym imperium takiej ciepłej rozmowy w prawdziwie przyjacielskim klimacie. W serialu pełno jest poważnych męskich dyskusji ociekających dramatem, miłością czy czystym zuchwalstwem, jednak rzadko trafia się, by dwie osoby rozmawiały tak, jak rozmawia White z Oscarem.
W międzyczasie trafiamy na dwa ważne dla odcinka wątki. Pierwszy to prawdopodobnie ostatnia rozmowa Thompsona z Meansem, drugi zaś - dokończenie spraw związanych z Gillian. O ile scena z Meansem licytującym się z Nuckym o informacje na temat Eliego była średnia, to dalsze losy Gillian wprawiają w nie lada zaskoczenie. Są ludzie, którym chyba nigdy nie będzie dane być szczęśliwym. Jakkolwiek los by się nagle do nich nie uśmiechnął, zawsze będzie coś nie tak. Do tego mało zaszczytnego grona należy też Gillian. Kobieta ciągle nie daje za wygraną i chce podjąć oficjalną opiekę nad małym Tommym. Po omówieniu opcji ze swoim adwokatem postanawia spotkać się z dzieckiem w jego obecnym domu. Co z tego wynika? Następny problem, tyle że tym razem na dobre kończący ten motyw. Jednak to jeszcze nie koniec szczęścia w nieszczęściu. Roy postanawia się jej oświadczyć, po czym udają się na parking. To, co później następuje, pozostawia widza w kompletnym szoku i ze szczęką na ziemi. Spodziewałem się wielu rzeczy, ale nie tego.
[video-browser playlist="633720" suggest=""]
Drugi w kolejce o miano najważniejszego wątku odcinka staje Nucky. Po dość jednoznaczny telefonie w głowie naszego bohatera zaczyna się żarzyć czerwona lampka z napisem "niebezpieczeństwo". Eli ciągle sypie, a jego brat nie ma o tym pojęcia. Do pewnego czasu. Mina Nucky'ego w momencie, w którym odkrywa, co się dzieje, idealnie podsumowuje zaskoczenie i zimną kalkulację, co zrobić dalej. Czuć duże napięcie między braćmi, szczególnie w chwili rozmowy przed autem. Scenarzyści dobrze przedstawili ten motyw, ustawiając Nucky'ego na schodach, przyglądającego się i oceniającego Eliego z góry. Nadchodzi burza i to z dużą prędkością.
W jedenastym odcinku brakuje Narcisse'a. Podbudowuje to tylko oczekiwanie na finałową konfrontację z panem White'em, szczególnie po wspaniałej scenie pod domem Oscara.
Jestem trochę zawiedziony tym epizodem. Zakazane Imperium zawsze zaszczycało nas pod koniec sporą dawką emocji i sytuacjami podbramkowymi. Nawet jeśli sezon był kiepski, to przedostatni odcinek trzymał widza w ciągłym poczuciu zagrożenia nadchodzącym niebezpieczeństwem. W "Havre de Grace" jakoś to uleciało. Odcinek wprawdzie jest dobry, ale nie aż tak, jak można by oczekiwać po przedfinałowym.