Seria o przygodach wezyra Iznoguda stoi nieco w cieniu najważniejszych komiksowych dokonań Gościnnego, czyli Asteriksa i Lucky Luke'a. Trochę niesłusznie, ponieważ stanowi swoisty poligon doświadczalny w ćwiczeniu humorystycznego stylu opartego stale na jednej fabularnej (i rzecz jasna już kultowej) zasadzie - wezyr Iznogud chce zostać kalifem. To, ile można wykrzesać z tego motywu (liczba żartów w przeróżnych konfiguracjach), to kolejny dowód na geniusz francuskiego twórcy i jego wspaniałe poczucie humoru. Poprzedni, trzeci tom był kwintesencją tego stylu i dostarczył czytelnikom mnóstwo zabawy, zresztą czuć było wyraźnie, że bawili się świetnie również sami twórcy, czasem w niesamowity sposób zaskakując formalną stroną ich krótkich historyjek. Tak, niewątpliwie trzy zbiorcze albumy z przygodami Iznoguda to klasyka komiksu humorystycznego w jego pełnej krasie. Niestety Rene Goscinny zmarł w 1977 roku w wieku zaledwie pięćdziesięciu jeden lat i chociaż wszystkie jego serie były nadal kontynuowane, wyraźnie dało się odczuć, że to nie jest już to samo. W Iznogudzie stery przejął rysownik serii, Jean Tabary, który nie tylko obniżył scenariuszowy poziom komiksu, ale również odmienił jego od lat sprawdzoną, fabularną formułę. Tę starą i sprawdzoną mamy jeszcze okazję podziwiać w pierwszej części czwartego tomu zbiorczego, ostatniej ze scenariuszem Goscinnego. Dostajemy w niej zestaw krótkich, kilkustronicowych historyjek, w których Iznogud na różne, często surrealistyczne sposoby stara się pozbyć kalifa Haruna Arachida, co zawsze kończy się jego klęską (a czasem nawet unicestwieniem, co wcale nie kłóci się z faktem, że powraca on do fabuły w kolejnej historyjce). Właśnie w tych aspektach, skrótowości i powtarzalności, kryje się źródło sukcesu serii, choć nie wolno traktować go jako sukces samego Goscinnego. Tabary również ma w nim swój wielki udział, tworząc jedne z najzabawniejszych wizualnie postaci francuskiego komiksu humorystycznego i dodając historiom wymyślonym przez scenarzystę niezwykłej, widowiskowej dynamiki.
Źródło: Egmont
Jednak po tej tradycyjnej dawce zaczynają się schody, bo kiedy Tabary przejmuje tworzenie serii, przestaje już tak bawić czytelnika, choć z pozoru dokłada wszelkich starań, żeby dobra zabawa trwała. Tytuły kolejnych albumów wydania zbiorczego wydają się obiecujące - Koszmary Iznoguda, Dzieciństwo Iznoguda oraz Iznogud i kobiety, ale każdy z nich odrzuca stałą formułę serii, przy okazji udowadniając, że nie tędy droga. Najbardziej zaskakuje pierwszy z wymienionych, w którym dostajemy jednoplanszowe skecze na zasadzie “co by było, gdyby...?” (gdybym był ministrem hazardu, gdybym był biesiadnikiem itd.). Choć są ciekawie i eksplorują osobowość Iznoguda, to trzymają się z dala od kwestii jego pragnienia zostania kalifem w miejsce kalifa. Może uśmiechniemy się kilka razy podczas lektury, ale to wszystko, bo nie ma w tych krótkich skeczach ani energii, ani dobrych pomysłów i nie sprawdzają się w formule pełnego albumu.
W Dzieciństwie Iznoguda i w Iznogudzie i kobietach Tabary opowiada dwie długie historie, całkowicie rezygnuje z charakteryzującej serii skrótowości. Efekt jest taki, że obydwie fabuły, mimo że wypełnione przeróżnymi atrakcjami, strasznie dłużą się czytelnikowi. Mimo zawartego w nich dużego ładunku slapstickowych żartów są po prostu zbyt przekombinowane. Być może Tabary nie chciał odcinać kuponów od tego, co tworzył wspólnie z Goscinnym, postanowił zaproponować coś świeżego i innego, ale efekt nie jest zadowalający. Owszem, czuć tu pełne, twórcze zaangażowanie rysownika, a także chęć rozbudowy świata przedstawionego (dowiadujemy się na przykład, skąd wzięła się obsesja Iznoguda, by zostać kalifem w miejsce kalifa), jest kilka niezłych fabularnych pomysłów, ale mimo tych starań, czytelnik odbiera obie historie jako wtórne wobec tych wcześniejszych. Szkoda, ale cóż, takie są prawa rynku, ukochane przez fanów serie są zazwyczaj kontynuowane bez końca, zazwyczaj ze szkodą dla ich poziomu. Czeka nas następny tom zbiorczy z przygodami Iznoguda, który albo można sobie odpuścić, albo z ciekawości sprawdzić, czy w tym przypadku Tabary powrócił do sprawdzonej formuły, czy nadal ciągnął serię o Iznogudzie w kierunku, w którym nie powinna ona podążać.
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj