Douglas Hulick pierwszą część dobrze zapowiadającej się serii „Opowieści o kamratach” pisał niemal dekadę. Tym samym „Honor złodzieja” otrzymał zdecydowanie więcej czasu na dopieszczenie szczegółów aniżeli jego kontynuacja. „Przysięga stali” pojawia się na rynku literackim trzy lata po swojej poprzedniczce, lecz świat skonstruowany w umyśle Hulicka stoi już na tak pewnych fundamentach, iż autor może w spokoju skoncentrować się na dopracowywaniu szczegółów akcji. Kiedy czytelnicy podczas swojego pierwszego pobytu w Ildrecce zmuszeni byli najpierw wbić się w zawiłości ulicznych praw panujących w poszczególnych dzielnicach, zaznajomić się z wielością nazw własnych i profesji (będących często określeniami różnych części ludzkiego ciała), a przy okazji ogarnąć wielowątkową fabułę, wielu z nich czuło się jak turyści pozbawieni mapy. Jednakże „Przysięga stali” opiera się nie tylko na magii wykreowanej rzeczywistości, lecz także wykorzystuje zasady rządzące sequelami. Czytelnicy już zdążyli zżyć się z głównym bohaterem i jego otoczeniem. Drothe, z charakterystycznym dla współczesnego protagonisty fantasy zacięciem, szybko zjednał sobie sympatię odbiorców. Czego tu wszak nie lubić? Chłopak posiada zadziorny charakter, utrzymuje się dzięki złodziejskim umiejętnościom, lecz, paradoksalnie, często kieruje się honorem i altruizmem. Dzięki temu w drugiej odsłonie „Opowieści o kamratach” czytelnik śledzi jego losy z większym zaangażowaniem. A dzieje się sporo. Awans „społeczny” przysporzył mu tyle samo fałszywych przyjaciół, co pełnokrwistych wrogów. Życie Szarego Księcia to nowe obowiązki, wyzwania i niebezpieczeństwa, o czym szybko przekona się bohater Hulicka. Wrobiony w morderstwo innego Szarego Księcia, zostaje zmuszony do podjęcia współpracy z pewnym groźnym Deganinem. Aby oczyścić się z zarzutów, musi udać się na poszukiwania zaginionego przyjaciela, który zdecydowanie nie chce być przez niego odnaleziony.
Źródło: Wydawnictwo Literackie
Nowa fabuła wymaga odmiennej scenerii – a przynajmniej taką zasadą kieruje się tu Hulick. Djan jest miastem zgoła odmiennym niż uprzednio wykreowana Ildrekka. Uliczna polityka prezentuje tu sobą bardziej zaawansowany poziom, a sama okolica staje się dużym polem do popisu dla magicznych trików – interesujących dla odbiorcy, lecz niekoniecznie pomocnych dla samych bohaterów. Można odnieść wrażenie, że Hulick coraz śmielej kreuje opisy, nie unika wiązania rozleglejszych wątków z pobocznymi postaciami (wprowadzenie trupy Komediantów było świetnym posuniętym humorystycznym), a także utrzymuje atmosferę panującą w „Honorze złodzieja” – wykorzystuje swoją wiedzę na temat europejskich sztuk walki, po raz kolejny nie szczędząc Drothe licznych bijatyk i siniaków. Lecz po jakimś czasie dostrzega się współzależność pomiędzy bogactwem opisów i wielorodnością postaci a próbą ukrycia momentami kulejącej narracji, która wymaga od autora jeszcze trochę praktyki. Czytaj również: „Trigger Warning” – nowy zbiór opowiadań Neila Gaimana „Opowieści o kamratach” to dobrze zapowiadająca się seria fantasy - solidny protagonista z moralnym kodeksem, ciekawa sceneria i dobre autorskie pomysły. Douglas Hulick nie jest pisarzem idealnym, lecz wyczuwalnie pracuje nad swoim samodoskonaleniem. Wnioskując, że każda kolejna powieść będzie tego dowodem, z pewną dozą ekscytacji można kontynuować podróż po świecie Drothe’ego i jego kamratów.
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj