Jako pierwsze na Ziemi zamieszkały Potęgi. Kiedy pojawił się człowiek, wzbudził w nich pasję i podzielił je. Wszystkie postanowiły więc przybrać postać fizyczną, objawiając się jako Smoki, Olbrzymy, Anioły, Syreny i Wróżki. Nastał czas walk, wewnętrznych wojen. Minęło tysiąc lat, Olbrzymy wyginęły, Smoki przetrwały, Syreny skryły się w głębinach mórz, zaś Anioły i Wróżki stały się istotami mistycznymi. Synowie Ziemi założyli największe z królestw. Dla nich Potęgi były wyłącznie legendą. Aż nastał dzień, gdy Smoki wyszły ze swojej kryjówki. Powyższy opis zdobi okładkę fenomenalnie wydanego komiksu Przysięga autorstwa Fabrice'a Davida i Érica Bourgiera. Storyline sugeruje, że przed nami kolejna fantazyjna przygoda z dziesiątkami nadnaturalnych istot żywcem wyjętych z klasycznych gier RPG. Nie polecam jednak z takim nastawieniem zaczynać lektury. Bardzo szybko odbijemy się i być może już do samego końca nie będziemy usatysfakcjonowani. Przysięga to hard-fantasy. Historia toczy się w innej rzeczywistości, ale rządzi się prawami znamiennymi dla naszego świata. Mamy tu więc drogę przyjętą przez Grę o tron, a nie na przykład Dungeons and Dragons. Wspomnianych w pierwszym akapicie magicznych istot praktycznie nie uświadczymy (jest bodajże jedna ilustracja smoka), co nie znaczy, że nie odgrywają one żadnej roli w intrydze. Na tym etapie jednak kluczowe postacie kryją się w cieniu. Składające się na tom 1 trzy rozdziały bardzo powoli i starannie podbudowują akcję. Pieczołowitość w ekspozycji jest wręcz niespotykana. Momentami można odnieść wrażenie, że czytamy podręcznik historyczny, a nie komiks fantasy. Powyższe może być dużą wadą dla niektórych czytających. Opowieść nie jest wolna od efektownych sekwencji akcji, bitew i walk, ale z reguły fabuła opiera się na rozmowach. Polityka, dyplomacja, strategie, plany wojenne, działania taktyczne – wszystko to jest bardzo skrupulatnie wykładane czytelnikowi, by miał dostęp do najmniejszych szczegółów wojennej kuchni. Historia pisana jest bardzo na poważnie. Nie ma tu miejsca na poczucie humoru – w pierwszym tomie nie pada ani jeden żart. Na szczęście nie prowadzi to do podniosłości czy pretensjonalności. Przyjęta konwencja służy realizmowi, dzięki któremu ta fantastyczna opowieść może zainteresować również tych, którzy nie są fanami gatunku.
Lost in time
Fabuła od pierwszych stron jest bardzo zawiła i niezwykle łatwo się w niej pogubić. W pierwszym rozdziale obserwujemy losy Synów Ziemi, czyli społeczności przypominającej wikingów. Głównym wątkiem jest wojna domowa – jeden z możnowładców buntuje się przeciwko królowi. Jak się okazuje, ma wsparcie płynące z zewnątrz. Tym wsparciem jest naród Drekkarów – społeczność inspirowana feudalną Japonią. Prowadzeni przez nieśmiertelnego Cesarza, żyją w jaskiniach i kontaktują się ze smokami. Wewnątrz ich kast również mają miejsce perturbacje, prowadzące do trzęsienia ziemi na niebywałą skalę. W pierwszym tomie poznajemy wszystkie uwarunkowania historyczno-polityczne, zostajemy zaznajomieni z rządzącymi tą rzeczywistością zasadami, obserwujemy rozstawianie pionków na szachownicy i natykamy się na intrygę, która jednak wciąż kryje się w mroku. Czytając Przysięgę, odniesiemy wrażenie uczestnictwa w czymś zakrojonym na szeroką skalę. To historia z potencjałem Gry o tron czy Władcy Pierścieni. Sęk w tym, że twórcy popełniają kilka prostych błędów narracyjnych, przez co fabuła nie zawsze działa, jak należy. Po pierwsze, nie ma tu dającego się lubić protagonisty, któremu moglibyśmy kibicować. Gdy tylko angażujemy się w wątek którejś z postaci, ona ginie i tracimy punkt zaczepienia. W Przysiędze postacie umierają na potęgę, ale nie w każdym przypadku jest to konieczne fabularnie. Działa to być może w służbie naturalizmu, bo przecież toczy się wojna, ale traci na tym struktura opowieści, bo praktycznie co chwilę musimy angażować się w główny wątek od nowa. Kolejną kwestią jest ogromna liczba bohaterów. Jest ich tak dużo, że już na wstępie można się pogubić i zwyczajnie mylić ich ze sobą. Co więcej, zarówno Synowie Ziemi, jak i Drekkarowie są wizualnie dość do siebie podobni (pierwsi to brodaci, długowłosi blondyni, drudzy to Azjaci stylizowani na samurajów). Niestety ilość w tym przypadku nie działa na korzyść jakości.
Lost in time
Oprawa graficzna jest na wysokim poziomie, ale zastanawia specyficzna kolorystyka. Przeważa mrok, a dominującą barwą jest sepia. Dobrze, że nie ma tu jaskrawych kolorów, bo w tym typie opowieści zupełnie by się nie sprawdziły, ale czy taka monotonia była potrzebna? Dobre wrażenie robi natomiast powiększone twardo-okładkowe wydanie. Warto dodać, że komiks uzupełniony jest o ciekawie wykonane materiały dodatkowe, stylizowane na rzeczywiste archiwa i materiały związane ze światem Przysięgi. Są one bardzo przydatne – dzięki nim trafimy z powrotem na właściwą ścieżkę, jeśli w którymś miejscu zgubimy wątek. Przysięga to wyzwanie. Historia skomplikowana, nieidąca na łatwiznę, skierowana do uważnego odbiorcy, lubującego się nie tylko w fantastyce, ale też w historiografii, taktyce bitew czy sztuce wojennej. Pierwszy tom jest trudnym wprowadzeniem, ale zapowiada interesujący ciąg dalszy. Myślę, że każdy, kto dobrnął do końca, będzie miał ochotę kontynuować przygodę w tym mrocznym świecie.
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj