Marvel Knights to alternatywna linia wydawnicza Domu Pomysłów, będąca zarówno skokiem w bok Marvela, szukającego nowych sposobów na zainteresowanie czytelników swoimi komiksami, jak i szansą na pokazanie nieco dojrzalszego podejścia do superbohaterów. Marvel wreszcie mógł być przesadnie brutalny, wulgarny, niepoprawny politycznie, ale też nieco bardziej przewrotny fabularnie. Nic więc dziwnego, że na pierwszy ogień poszedł Punisher, jeden z nielicznych bohaterów Domu Pomysłów, którym do twarzy jest z posoką i wnętrznościami przeciwników. Postawa kontrowersyjnego herosa bywała już wcześniej wielokrotnie kwestionowana. Umiejscawiano go zarówno wśród groźnych przestępców, jak i psychopatycznych seryjnych morderców. W Marvel Knights te rozważania schodzą na dalszy plan, a na pierwszym, pojawia się frajda, którą niesie nieskrępowana niczym radosna rzeźnia. Do przedstawienia historii w takiej tonacji został wybrany Garth Ennis. Fanom komiksów nie trzeba oczywiście przedstawiać tego pana. To on stworzył Kaznodzieję, The Boys i szalone opowieści o Hitmanie. Słynący z zamiłowania do nonkonformizmu, kontestacji i makabreski artysta pracował już przy Punisherze w serii MAX, gdzie zaproponował nieco poważniejsze podejście niż w Marvel Knights. W obu przypadkach twórca udowodnił, że jest mistrzem narracji. Dziwaczne pomysły na rozwój fabuły nie przeszkadzają mu w opowiadaniu interesujących wielowątkowych historii. Ennis świetnie kreuje wielobarwne postaci, a następnie w doskonały sposób buduje między nimi wybuchowe relacje. Tak jest również w Punisher. Marvel Knights, choć większość postaci z drugiego planu bardzo szybko pada pod ciężarem ołowiu wypluwanego przez giwery Franka Castle. Punisher. Marvel Knights jest komiksem brutalnym i niegrzecznym, ale nie w takim stopniu jak Kaznodzieja. Garth Ennis i Steve Dillon, tandem odpowiedzialny za kultową historię jednookiego klechy ze spluwą, dostosowuje poziom obrazoburstwa do potrzeb Marvela. Jest więc mocno, ale żadne świętości nie są mieszane z błotem (co było na porządku dziennym w Kaznodziei). Fabuła skupia się na potyczce Franka Castle z mafią. Nasz bohater lokuje kilogramy amunicji w czerepach bezimiennych złoli, aż do momentu, gdy na jego drodze staje niejaki Rusek. Przerysowana do granic absurdu postać sprawia nie lada kłopoty Punisherowi, a nam dostarcza wielkiej radochy. Później akcja przenosi się na wyspę Grand Nixon będącą azylem dla najemników i wszelkiego rodzaju łachudrów. To właśnie tam Rusek ujawnia nam swoją kobiecą stronę. Komiks sfinalizowany jest osobliwym one-shotem pod wszystko mówiącym tytułem - Punisher zabija Uniwersum Marvela. Jest to alternatywna historia, w której rodzina Franka nie zostaje zabita w trakcie gangsterskich porachunków, tylko podczas jednej z wielu superbohaterskich jatek. Frank wspierany przez innych poszkodowanych postanawia wykosić co do jednego wszystkich trykociarzy.
fot. Egmont
Powyższa historia nie ma większej wartości fabularnej i jest raczej zabawą treścią w stylu What if? niż pełnoprawną opowieścią. Na szczęście wcześniejsze przygody Franka rekompensują ten finałowy deficyt. Pierwszy tom Punisher. Marvel Knights daje mnóstwo radochy. Czarny humor wylewa się praktycznie z każdej strony, a manto spuszczane złoczyńcom przez Punishera jest efektowne i wymyślne. Nikt tutaj nie roztrząsa moralnych zagwozdek. Liczy się akcja i rozrywka, którą niesie dość prosta historia z cyklu źli kontra najgorszy badass w mieście. Warto też zaznaczyć, że Punisher. Marvel Knights ma również nieco spokojniejsze segmenty, w których podglądamy zwyczajne życie poczciwych sąsiadów Franka z kamienicy czy śledzimy nieudolne próby schwytania Punishera przez fajtłapowatych policjantów. Ennis poszczególnym postaciom nadaje określony charakter, dzięki czemu każdy wątek jest angażujący. Nawet epizodyczni bohaterowie dostają satysfakcjonujące zwieńczenie swoich losów. Wystarczy wspomnieć beztroskiego pilota przewożącego Franka na wyspę Grand Nixon. Charakterystyczna postać dostaje puentę, na jaką zasługiwała.
Punisher. Marvel Knights udowadnia, że Marvel potrafi być niegrzeczny, a w Domu Pomysłów da się również nieładnie bawić w kotka i myszkę z utartymi schematami. Specjalistą od takich gierek jest Garth Ennis, którego pomysły w naturalny sposób korespondują z postacią Franka Castle. Bez nadęcia i górnolotnych przemyśleń w kwestii życia i śmierci, z dużym ładunkiem rozrywkowym, ale też całkiem niegłupio. To absolutnie nie jest pusta rozrywka, bez wartości merytorycznej. Historia ma sens, a talent Ennisa sprawia, że czyta się ją jednym tchem. To lekka lektura, która wciąga jak dobry film akcji w stylu Guy’a Ritchiego czy Quentina Tarantino. Jeśli zaakceptujemy umowność wydarzeń, lektura Punishera Ennisa dostarczy nam wiele przyjemności.
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj