Dziesiąty - a zarazem ostatni tom serii Punisher MAX - złożony jest z siedemnastu brutalnych opowieści, w których tytułowy mściciel wymierza sprawiedliwość zdegenerowanym osobom. Mamy tu wszystkie elementy charakterystyczne dla tego tytułu: dużą dawkę niepohamowanej przemocy, różne oblicza zła i szaleństwa, triumf bezprawia oraz milczącego, nieprzebierającego w środkach obrońcę uciśnionych. Szykuje się krwawa uczta dla wielbicieli soczystych thrillerów i kryminałów.
Zapoczątkowana przez niepokornego irlandzkiego twórcę
Gartha Ennisa seria Punisher MAX ukazuje mroczne oblicze ludzkiej natury oraz trzymające w napięciu historie, częstokroć pozbawione szczęśliwego zakończenia. We wcześniejszych tomach trup ściele się gęsto – Punisher nie oszczędzał nikogo, niejednokrotnie ratując przy tym niewinnych, zastraszonych obywateli. Z bardzo dobrej strony prezentowały się dwa tomy – ósmy i dziewiąty, stworzone przez udany duet
Jason Aaron,
Steve Dillon). Scenarzysta kultowego
Skalpu powrócił do wczesnych przygód Franka Castle, w nowatorski sposób ukazując ważne postaci z owego uniwersum – Wilsona Fiska alias Kingpina, Bullseye'a czy zabójczą Elektrę.
Recenzowany tom stanowi wisienkę na tym apetycznym torcie, a autorzy odpowiedzialni za opublikowane tu nowele (choćby Jason Latour, Gregg Hurwitz, Peter Milligan czy Charlie Huston) godnie kontynuują makabryczne uniwersum Ennisa i Aarona. Album otwiera zatrważająca historia
Nagi mord, napisana przez pisarza grozy Jonathana Maberry'ego. Otrzymujemy tutaj konfrontację Castle'a z zakazanym przemysłem pornograficznym, specjalizującym się w chorych i brutalnych produkcjach. Skojarzenie z filmami
8 milimetrów oraz indonezyjskim
Raidem, jak najbardziej uzasadnione. W
Dorwać Castle'a Punisher musi poradzić sobie z grupą skorumpowanych żołnierzy-najemników oraz odnaleźć kreta, który wystawił syna jego byłego towarzysza broni. Niewątpliwym atutem są klimatyczne ilustracje Laurence'a Campbella oraz posępna kolorystyka, a sama opowieść zemsty jest jedną z najlepszych w rzeczonym woluminie. W historii
Motyl śledzimy losy płatnej morderczyni, z którą sympatyzujemy aż do dramatycznego finału. Trzeba przyznać, że to jedna z ciekawszych kobiecych postaci w całym runie, co jest zasługą scenarzystki, Valerie D'Orazio.
Pozostałe opowieści zebrane w niniejszym dziele wypadają równie dobrze. Szczególne brawa dla Petera Milligana oraz rysownika Juana Jose Rypa za przewrotną nowelę
Szczęśliwe zakończenie. Pierwsze skrzypce odgrywa tu fajtłapowaty księgowy Joe, zdradzający żonę w salonie masażu. Znudzony życiem mężczyzna w średnim wieku trafia w sam środek mafijnych porachunków, pomagając przy tym uciec zmysłowej kobiecie typu
femme fatale. Niezguła przeżywa najlepsze chwile w swej żałosnej egzystencji, choć finał jego znajomości z azjatycką pięknością jest z góry wiadomy. W
Ścigaczach śmierci Punisher staje do walki z motocyklowym gangiem, a w noweli
Tam, gdzie diabeł nie zostaje rozprawia się z wypaczonymi wieśniakami.
Momentami komiks uderza w rewiry zarezerwowane dla literatury grozy i makabry. Najlepszym tego przykładem są dwie zapadające w pamięć opowieści –
Mały ohydny świat oraz
Stłuczka Jimmy'ego. Pierwsza spośród nich (napisana przez Davida Laphama) ukazuje losy zaburzonego mężczyzny, będącego świadkiem krwawej wendetty Punishera na grupie gangsterów. Nieporadny okularnik niespodziewanie odkrywa w sobie duszę rasowego psychopaty, z obsceniczną lubością mordującego kolejne ofiary. Na jego drodze staje Frank, który dobrze wie, w jaki sposób należy traktować takich zepsutych zwyrodnialców. W
Stłuczce Jimmy'ego również obserwujemy narodziny zabójcy, którym okazuje się zadłużony hazardzista. Desperat zrobi wszystko, aby uniknąć kary za swe przewinienia. Z dobrej strony wypadają rysunki Rolanda Boschiego, sylwetka początkującego mordercy, choć zakończenie tej historii jest mocno przewidywalne.
W rzeczonym
albumie Punisher pełni głównie rolę niemego mściciela śmierci, sprawiedliwego egzekutora eliminującego groźne jednostki czy płatnych zabójców o tragicznej przeszłości (vide: nieszczęsna Motyl). Niestety nie wszystkie nowele zebrane w owym woluminie wypadają tak dobrze, jak powyższe opowieści, acz wielbiciele bezwzględnego Franka Castle podczas lektury niniejszego komiksu poczują się ukontentowani. Słowem, godne pożegnanie z runem
Punisher: MAX.
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
⇓
⇓
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h