Od Rez i Lilo zależą losy statku kosmicznego Yggdrasil i zamieszkujących go ludzi, którzy siedemset lat temu opuścili Ziemię. Aby ich uratować, bohaterowie muszą powrócić na rodzimą planetę i odnaleźć Bibliotekę Snów – w niej znajdują się wspomnienia całej ludzkości. Zadanie komplikuje fakt, że nadal żyją tam przedstawiciele naszego gatunku. Pył Ziemi może zostać przyjęty różnie w zależności od tego, jak bardzo czytelnik doceni wymieszanie rozmaitych pomysłów, skoro niekoniecznie każdy z nich zostaje rozwinięty. Trzeba jednak przyznać, że czynią one książkę nieszablonową i nieprzewidywalną. Sprawiają, że klimat nie jest sprecyzowany, bo trafiamy do Londynu jak z epoki wiktoriańskiej, miasta Aurora prezentującego raczej utopijną rzeczywistość, a zarazem spotykamy niezaawansowane technologicznie plemię. Poza tym to tylko część niespodzianek, które przygotował Rafał Cichowski. Niestety przez ich liczbę nie każda zostaje odpowiednio rozwinięta, natomiast szybkość, z jaką przechodzimy do kolejnych konceptów, sprawia, że można zacząć wątpić w słowo autora. Skoro potrafi nagle wyskoczyć z kolejną sensacją już na początku powieści, to jaką mamy pewność, że jeszcze niezarysowany do końca świat za kilkanaście lub kilkadziesiąt stron nie zostanie postawiony do góry nogami? Ponadto nie każdy aspekt realiów tu pasuje – np. kręcenie niektórych wydarzeń. Gdy tylko do tego dochodzi, patetyczność i sztuczne pompowanie napięcia uderzają w takie tony, że lektura staje się męcząca. Nie do końca o to chodzi w przedstawianiu uczuć, jakie mają wzbudzać tworzone materiały. Najlepszym przykładem na brak rozbudowania niektórych wątków jest sprawa morderstw prostytutek. Rozpoczyna się schematycznie, ale można uznać, że to dopiero początek, akcja jeszcze się rozkręci i będziemy się zachwycali kryminalną częścią Pyłu Ziemi. Nic bardziej mylnego. Śledztwo przebiega w nużący sposób i kończy się, zanim na dobre się zacznie. Rozwiązanie okazuje się proste, a posłużyła mu postać, dowodząca, że nikogo nie poznajemy przypadkiem. Jako wielbiciel kryminałów zmieszanych z fantastyką byłem tym obrotem spraw rozczarowany. Jeśli ktoś nie podziela mojego zamiłowania, może być mniej zawiedziony, jednak wątek nadal jest mało istotny i poprowadzono go źle.
fot. SQN
O dziwo bohaterowie wcale nie są nam tak obcy, jak można byłoby sądzić po zarysie fabuły. Nieśmiertelne istoty powracające na Ziemię po siedmiuset latach – to brzmi intrygująco, ale w powieści już nie. Pod względem charakterów to zwykli, nieciekawi ludzie, których przeszłość poznajemy przede wszystkim w jednym momencie, przedstawiającym ich prawie całe losy (informacje podawane w zbyt dużych dawkach nie wciągają). Wcześniej pozostają nijakimi osobami, co prawda z tajemnicami, lecz budzącymi najwyżej obojętność. Zresztą Lilo poznajemy w niewielkim stopniu, natomiast Rez pełni rolę (mającego skłonność do rozwlekłości) narratora. Stosowane przez nich potoczne słownictwo (w tym wulgaryzmy) wywołują wrażenie, że wcale nie czytamy o postaciach dysponujących zaawansowaną technologią i żyjących w dalekiej przyszłości – tylko nijakich, bezbarwnych osobach ze współczesności. Co ciekawe, często starają się utwierdzić czytelnika w przekonaniu, iż potrafią pokonać każdego na Ziemi. Decydują się jednak na mniej siłowe wykonanie zadania, napotykają przeciwników i nieraz zbierają od nich cięgi. Tacy mocni? Ponownie wątpię. Słabość dotyczy też pozostałych kreacji, a najbardziej boli w przypadku lorda Jacka – szalonego władcy Londynu. Miał być zabawną, zwariowaną i nieobliczalną sylwetką, lecz w jego stylu bycia jest za dużo sztuczności. Zresztą humor w całej powieści wydaje mi się za często robiony na siłę. Na pewno to pochodna tego, że nigdy nie z zżyłem się z postaciami, a bakcyla złapałem dopiero po ponad dwustu stronach, gdy autor postawił na bardziej złożone SF z interesującymi (choć nie nowymi) teoriami. Zakończenie Pyłu Ziemi także nie wszystkim przypadnie do gustu – zaskakuje, lecz nie w pełni przekonuje. Do tego nie skonkretyzowano, jak potoczą się dalsze losy bohaterów. Ot, dziękujemy, oto koniec. Recenzję mógłbym zwieńczyć jednym hasłem – książka mnie nie przekonała. Opisy okazywały się zbyt rozwlekłe, sztuczne lub nadmiernie pompatyczne, historia (chwilami naciągana) przez długi czas nie zdołała zaciekawić, a postacie wywołać choć namiastkę sympatii. Doskonały dowód na to, że duża liczba potencjalnych atrakcji i niespodzianek nie wystarcza do stworzenia dobrej powieści.
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj