Raffington Event to kolejny komiks, który w końcu doczekał się polskiego wydania po wieloletnich zapowiedziach. Pałeczkę po wydawnictwu Sideca przejęło Wydawnictwo Kurc, równolegle z tym komiksem, wznawiając pierwszy tom Rorka, którego od jakiegoś czasu brakowało na polskim rynku. Rork o komiks w Polsce kultowy, który po raz pierwszy został u nas wydany przez magazyn Komiks Fantastyka w samej końcówce lat osiemdziesiątych ubiegłego wieku w postaci dwóch pierwszych tomów tej serii. Tytuł Raffington Event jest jednocześnie nazwiskiem głównego bohatera komiksu Andreasa. Ów komiks to nic innego jak spin-off Rorka, w którym ten prywatny detektyw był drugoplanową postacią i pojawił się po raz pierwszy w drugim tomie serii zatytułowanym Przejścia. Właśnie Przejścia i wcześniej Fragmenty to wręcz esencja twórczości Andreasa. Krótkie, niepokojące opowieści, które dopiero zaczynają się łączyć w dłuższą historię, były na swoje czasy niezwykle nowatorskie. Udowadniały, że komiks może być rodzajem estetycznej i intelektualnej łamigłówki, która raczej utrudnia, niż ułatwia, czytelnikowi swobodne poruszanie się po meandrach fabuły. Andres to bowiem twórca, który pisze na własnych warunkach, z całą pewnością nie pod publiczkę i zawsze wymaga od czytelnika pełnego zaangażowania szarych komórek, co i tak czasem nie wystarcza przy próbach pełnego zinterpretowania wymyślonych przez Andreasa historii. Nie inaczej jest w Raffingtonie Evencie, choć akurat te historyjki nie mają takiego ciężaru intelektualnego jak w Rorku. Są lżejsze, swobodniejsze w formie, choć narysowane w charakterystycznym dla Andreasa stylu. Może nie ma tu takiego szaleństwa w kadrowaniu jak w Rorku, ale klimat tajemnicy i niedopowiedzenia zostaje w pełni zachowany.
Źródło: Kurc
W tym niezbyt obszernym komiksie, który ma raptem pięćdziesiąt kilka stron, dostajemy aż dziesięć krótkich nowel, na które składają się poszczególne śledztwa Raffingtona Eventa. W ich momentami oniryczny, a czasami niepokojący klimat świetnie wprowadza jedyna w tomie czarno-biała opowieść bez dialogów zatytułowana Jim, pokazująca nam w pełni mistrzostwo narracyjne Andreasa.  Kolejne nowele są już w kolorze i z dialogami, ale właśnie ta pierwsza, ze względu na inną formę, najbardziej zostaje w pamięci. Pozostałe dziewięć śledztw (choć czasem nie są to śledztwa w ich dosłownym znaczeniu) urzeka swoimi tajemnicami i rozwiązaniami, choć dla tych, którzy znają twórczość Andreasa mogą one w pewnych aspektach wydawać się zbyt błahe, a puenta w niektórych przypadkach, powiedzmy sobie wprost - taka sobie. Jednak to, jak każdą z nich odczytamy, zależy już od indywidualnej perspektywy. Przypominają formą krótkie etiudy bądź wprawki, na których Andreas mógł przećwiczyć narracyjno-formalne sztuczki.
Nie jest to może szczyt możliwości tego twórcy, ale Raffington Event pozostawia po sobie bardzo przyjemne wrażenie obcowania z czymś nietuzinkowym, odmiennym, nie poddającym się konkretnej klasyfikacji gatunkowej. To rodzaj kryminału łączącego elegancję stylu Agaty Christie i klasyków opowieści niesamowitych z gatunkiem weird fiction. To połączenie oferujące niezwykłe możliwości fabularne, z których Andreas z ochotą korzysta. A co więcej nieważne, czy zaczyna się przygodę z twórczością komiksowego mistrza, czy zna się go od podszewki, Raffington Event w sugestywny sposób zachęca po pierwsze lub ponowne sięgnięcie po inne tytuły kultowego autora.
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj